Strony

czwartek, 18 lutego 2016

O motywach osobistych w poezji polskiej cz 2

    Do tej pory mówiliśmy o poetach. Teraz zajmiemy się poetkami, które z zasady, z samej swojej natury więcej piszą wierszy osobistych. Małgorzata Hillar w wierszu Dziki człowiek” opisuje swój strach przed ludźmi, przed ich cynizmem, obojętnością, niezrozumieniem. Dlatego, jako mała dziewczynka pisała wiersze po kryjomu, na strychu, tam, gdzie nikt ją nie znajdzie i nie wyśmieje. Jednocześnie jednak poetka pragnie tego człowieka, pragnie mieć kogoś, kto przytuliłby ją, ochronił, pocieszył... Wysłuchajmy jej zwierzenia:

Ja dziki człowiek
boję się słów zimnych
ciężkich obojętnych

Boję się
cierpkich uśmiechów
przymrużeń oczu
wzruszeń ramion

Kiedy byłam dzieckiem
pisałam wiersze na strychu
żeby się nie śmiali

Godzinami rozmyślałam
jak wyleczyć chorą nogę żaby
siedzącej w rowie

Dzisiaj jak wtedy
pragnę rąk które głaszczą
Słów ciepłych i miękkich
jak owcza wełna.


     Nie każdy oczywiście musi pisać tak bezpośrednio. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w wierszu Listy” używa np. mechanizmu przeniesienia: pisze o sobie, ale robi to tak, jakby pisała o kimś innym:

Pani traci już wszelką powagę
Czyha w bramie na listonosza!
Patrzy smutno, uśmiechem go błaga,
jak ranny leżący na noszach.

Dni tej pani bez listów toną,
idą na dno w żalu bez granic...
aż się dziwi zmartwiony listonosz:
Ja bym tam napisał do pani...

 
poezja
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska















        Wiersz ten pochodzi z okresu, kiedy jej drugie małżeństwo – jakże udane z początku – chyliło się już ku rozpadowi. Jej mąż, Jan – w przeciwieństwie do pierwszego męża – był jej pokrewną duszą, ale prowadząc działalność polityczną, marzył o dyplomacji. Zaczął coraz częściej wyjeżdżać na plawkę za granicę. Dlatego też te okresy rozłąki małżonków stawały cię coraz dłuższe. Jedyne co pozostało to właśnie wymiana między sobą listów. Coraz częściej zamiast męża widziała listonosza, który nie zawsze miał dla niej to, na co tyle dni czekała: list od męża.

     Inny typ poezji prowadziła Halina Poświatowska. Pawlikowska-Jasnorzewska pisała dużo o miłości do mężczyzny, Poświatowska zaś pisała przede wszystkim o swojej chorobie, przy czym miało to kilka odmiennych aspektów. Albo pisała bezpośrednio o chorobie, albo pośrednio – o życiu, lub – co w jej przypadku na jedno wychodzi o śmierci.

     Halina Poświatowska od dzieciństwa chorowała na serce, przeszła kilka poważnych operacji tak, że ta wizja śmierci w każdej chwili, była stale obecna w jej życiu. Po takim wprowadzeniu nie będziemy mieli trudności z odczytaniem wiersza pt. Wiersz dla mnie”, w którym poetka używa zdrobnienia od swojego imienia, tj. Hasia, lub Hasienka:

poniedziałek, 15 lutego 2016

O motywach osobistych w poezji polskiej cz 1

Każdy wiersz w mniejszym lub w większym stopniu jest odbiciem samego poety. Trudno bowiem wyobrazić sobie pisanie wierszy, kiedy nie można uciec się do swoich przeżyć, uczuć, czy doświadczeń. Na jakikolwiek nie pisalibyśmy temat, musimy do jego napisania użyć cząstki siebie: naszego rozumienia tematu, naszych wyobrażeń o nim oraz naszej interpretacji rzeczywistości. Nie każdy jednak wiersz możemy nazwać autobiograficznym, czy wierszem osobistym aż do bólu. O takich właśnie wierszach będzie w dalszej części mowa. 

Każdemu chyba poecie zdarzyło się napisać taki wiersz – wiersz o sobie, o swoich uczuciach, emocjach, o swoim życiu... Jednak w takich przypadkach zawsze powstaje problem, czy wiersz ten będzie zrozumiały dla odbiorcy. Aby dobrze go zrozumieć czytelnik musi, oprócz znajomości prawideł poezji, znać także szczegóły z życia samego poety. Na przykład taki wiersz Norwida jak „Ciemność”. Zupełnie inaczej odbieramy go, jeśli wiemy to, co powinniśmy wiedzieć o okolicznościach jego powstania.

 
poezja polska
Cyprian Kamil Norwid
     Adresatem tego wiersza jest Kajetan Koźmian, człowiek, który początkowo okazywał życzliwość i zainteresowanie poezją Norwida, ale który po pewnym czasie zamieścił w prasie bardzo nieprzychylną recenzję jego wierszy, zarzucając mu, że za ciemno pisze, że trudno zrozumieć, o co w nich chodzi. Dla każdego poety taka recenzja jest bardzo bolesna. To, co myślał i czuł wtedy poeta, znajdujemy w jego pismach. W jednym z listów do Koźmiana Norwid pisze: Nie ja ciemno piszę, lecz wy ciemno czytacie”. Ludzie mu współcześni nie byli przyzwyczajeni do zastanawiania się nad wierszem, a tego właśnie wymaga Norwid. Jeżeli nie skupimy należytej uwagi nad jego wierszami, wydadzą się nam one niezrozumiałe, ciemne”. O tym właśnie jest ten wiersz:

 
Ciemność



                                               I

Ty, skarżysz się na ciemność mojej mowy:

Czy też świecę zapalałeś sam?

Czy sługa ci zawsze niósł pokojowy

Światłość?... patrz – że ja cię lepiej znam.



                                               II

Knot gdy obejmiesz iskrą, wkoło płonie,

Grzeje wosk, a ten kulą wstawa,

I w biegunie jej nagle płomień tonie;

Światłość jego jest mdła – bladawa –



                                               III

Już-już mniemasz, że zgaśnie, skoro z dołu

Ciecz rozgrzana światło pochłonie

Wiary trzeba – nie dość skry i popiołu...

Wiarę dałeś?...patrz – patrz, jak onie!...



                                                IV

Podobnie są i słowa me, o! człeku,

A Ty im skąpisz chwili marnej,

Nim rozgrzawszy pierwej zimnotę wieku,

omień w niebo rzucą, ofiarny...



 
    Czytelnik, zamiast samemu rozświetlić sobie ciemność” wiersza, czeka, aby ktoś, jakiś sługa szedł przed nim i oświetlał mu drogę. Drogę na skróty.

     Jeżeli chcemy zachować swoją tożsamość w poezji, nie uchronimy się przed tym, że mogą nazywać naszą poezję niezrozumiałą, czy dziwaczną. W swoim dzienniku Stachura pisze: W innym świecie, w którym mnie już dawno nie ma, ktoś mnie znowu plugawi. (...) W moim świecie pięknie pracowałem kilka dni”. Nie należy zbytnio przejmować się tym, że ktoś nie rozumie naszej poezji. Każdy poeta posiada własny krąg odbiorców i zawsze przez jednych będzie krytykowany a przez drugich chwalony.

 
poezja
Edward Stachura
 
    Stachura jako jeden z nielicznych pisał tylko o sobie, o swoich przeżyciach i doznaniach. Taki typ pisarstwa nazywamy „życiopisaniem”. W poemacie „Dużo ognia” pisze:


 
We fiole pisałem wiersze cierpliwie i długo

a sam byłem środek fioła złoto wiersza

ale czy można inaczej wygoić siebie



czy można inaczej dorosnąć niż umiłowaniem

umiłowaniem dali i chwili świeżej co krok

a która nie jest padlina w sypialni i willach



czy można inaczej uprawiać kult

niż stopy swojej ta jest kadzidło i mirra

i ją całować uprawiać żeby nieskazitelna

czy można jeszcze inaczej odkup siebie?


piątek, 5 lutego 2016

Dawne gry w karty

Mariasz

     Do tej gry potrzeba 24 karty, od asa do dziewiątki, dodając szóstki do skupienia. Gra się we dwie osoby lub więcej w pulę; można także grać we czterech, parami i wtenczas gra nazywa się kiksem. Rozdaje się po sześć kart, wyświęca jedną i ta stanowi „kozer”, czyli kolor najstarszy (atu), bijący inne. Liczy się w porządku następującym: Tuz (as), pamfil, czyli wyżnik święty liczy się za 11, kralka za 10, król za 4, wyżnik za 3, niżnik za 2; ostatnia wziątka za 10. Przydają się mariasze, tj. król z wyżnikiem, po 20; w tym samym kolorze król z pamfilem 40. W ciągu gry wyświęcają się te mariasze lub przy zadaniu albo zabiciu karty przeciwnika, zapowiada się ze 20-tu albo ze 40. Wygraną stanowi liczba 131. Jeśli jest od razu pozyskana, czy za pomocą mariaszów, czy bez nich, nawet kiedy przeciwnik liczy tylko 7, taka wygrana nazywa się dublą i płaci podwójnie: do puli i do ręki. Gdy nikt takiej liczby punktów nie uzyska, gra się powtórnie, lecz tylko dopóty, aż ktoś pierwszy otrzyma liczbę 131, wtedy jest sympla i pojedynczo się płaci. 

     Ażeby wziąć pulę, trzeba dwa razy wygrać z jednym graczem; gdy pula jest w kilka osób, należy wygrać z każdym. Kto zabija pierwszą kartę z leżących na stole, bierze ją, przeciwnik drugą, strzegąc, aby aż do rozegrania wszystkich, zawsze mieli sześć. Na przedostatniej karcie zależy wiele, z tego względu biegły gracz wie, czy ma poddać ją do zabicia, czy utrzymać swą lewę. Po zadaniu na ostatnią kartę zakrytą może ją podejrzeć, a przed zabiciem jej pyta się przeciwnik o święconą kartę, „czy skupna?” tj. jeżeli to wyższa karta, czy ją szóstką skupuje? Na to albowiem wzgląd mając, odrzuca się, albo bije, ażeby wziąć święconą lub ostatnią niewiadomą sobie kartę. Po wybiciu wszystkich kart przystępuje się do podliczania punktów. 

     Mariasz bywał trojaki: zwykły, szlifowany i ślepy. Szlifowanym, o którym wspomina Kniaźnin w swojej bajce „Pamfil i Niżnik”, nazywano grę wtedy, gdy wyrzucano z talii kart siódemki, ósemki i dziewiątki. Ślepym zwano ten mariasz, gdy nic się nie wyświęcało i tylko mianowano atu. Pomimo tego, iż gra nazwana jest wyrazem francuskim, jednak jest czysto narodową i używano do niej jedynie kart polskich od asa do szóstki. W drugiej ćwierci XIX wieku mariasz i kiks powoli ustąpiły miejsca przed takimi grami jak wist i preferans.

karty do gry

Nosek

      Dawna dziecinna gra w karty. Ile kto miał więcej zabitych, tyle razy przegrywającego uderzał kartą po nosie, albo, potasowawszy karty, musiał powiedzieć, do której chce być bitym; wtenczas za pojedynczą raz, za króla 2 razy, za asa 3 razy odbierał po nosie.


Tryszak, czyli straszak, zwany także flusem

     Dawna hazardowa gra w karty upowszechniona na początku panowania Stanisława Poniatowskiego. Z grą tą związana jest pewna anegdota: Gdy królowi Zygmuntowi I grającemu z dwoma senatorami, przyszły dwa króle, nie mając trzeciego w ręku, siebie wskazał, jako trzeciego króla i tym sposobem wymusił swoje zwycięstwo w grze. 

     Przystępując do tej gry, stawiano talerz srebrny na stole. Zasiadało się wokoło, każdy kładł przed sobą pewną ilość pieniędzy, zwaną „resztą”, potem umówioną kwotę wszyscy na talerz kładli, tasowano talię 36 kart i rozdawano wszystkim po dwie. Wyżniki (damy) i dziewiątki w rachubie do innych przydawać się mogą, i tworzyć trójkę lub czwórkę. Po rozdaniu, komu dostały się różnorodne karty, zwłaszcza niższe, i nie można było z nich utworzyć pary, wyrzucano je. Kto miał dziewiątkę lub wyżnika albo dwie takie same, pasował, czekając, aż ktoś powie „gram”, wtenczas odpowiadał „dotrzymuję”. Okazywało się wtenczas, ile osób grać postanowiło. 
    Kto mocniejszy lub śmielszy jeszcze przed rozdaniem kolejnych dwóch kart mógł powiększyć stawkę. Grający decyduje, ile kart chce odrzucić, za każdym razem przebijając stawkę. Celem jest przeciwnika odstraszyć i z lichą kartą albo dobrą mając, więcej od niego wyciągnąć. Jednak, gdy jeden drugiego się obawiał, zmniejszano nagle stawkę i wracano do stawki podstawowej. 

     Kolej starszeństwa w tej grze jest typowa dla kart polskich. Dodając dziewiątkę lub wyżnika robiła się trójka, nad nią szedł flus prosty, do dziewiątki mając trzy karty jednego koloru, potem czwórki, nad którymi znowu flus samorodny, czyli wyżnik, dziewiątka i jakiekolwiek dwie inne karty, wszystkie tego samego koloru.