Strony

wtorek, 12 sierpnia 2014

św. Joanna d'Arc cz 4

Po kliku drobnych zwycięstwach przyszedł czas na zdobycie najsilniejszej twierdzy, którą broniły doborowe oddziały angielskie. Anglicy odpierali ataki Francuzów zadając im dotkliwe straty. Kiedy Joanna wdarła się na wały została ugodzona grotem z kuszy, który przebił jej szyję i utkwił w barku tuż powyżej piersi. Choć to wydaje się niewiarygodne, wyrwała grot i na powrót podjęła walkę. Co ciekawe, przed bitwą miała widzenie, że zostanie ranna w walce. Treść tego widzenia była znana wielu ludziom, między innymi królowi i kliku dworzanom. 

Pomimo heroicznej, czternastogodzinnej walki i sporych stratach, nie było szans na zdobycie twierdzy. Wtedy Joanna zażądała zwołania narady. Po krótkiej wymianie zdań z wojskowymi zatopiła się na osobności w półgodzinnej modlitwie. Następnie, jakby z nową mocą wróciła do walki zbierając wokół siebie wyczerpanych żołnierzy. W nich także weszła jakby nowa moc. Udało im się przerzucić prowizoryczny most przez fosę i podpalić most zwodzony prowadzący do twierdzy. W ten sposób Anglicy nie mieli drogi ucieczki. Wzięci w dwa ognie, po wielu trudach, w końcu poddali się.

Po wyzwoleniu Orleanu Joanna otrzymała przydomek „Dziewica Orleańska”, a jej sława rozniosła się wśród Francuzów i Anglików. Pierwsi widzieli w niej wysłanniczkę Boga, a drudzy narzędzie szatana. Wszyscy zaczęli liczyć się z jej zdaniem, chociaż nadal większość decyzji wojskowych podejmowali między sobą król z wielmożami. Joanna jednak często zmieniała plany bitew, kierując się tym, co nakazywały jej wizje. 

Z pewnością jej nieocenioną rolą była legenda, która wokół niej urosła. Dodawała ona mocy i odwagi Francuzom, a umniejszała jej żołnierzom angielskim. Po dotychczasowych doświadczeniach, kiedy Joanna występowała przed szereg nawołując załogę kolejnej twierdzy do poddania się, nagle strach blady padał na odważnych do tej pory żołnierzy. Wcześniejsze tego typu apele źle kończyły się dla ich pobratymców przeciw którym wyszła Joanna ze swym wojskiem. Odzyskiwanie kolejnych miast zajętych przez Anglików stało się bardzo łatwe.

Bardzo szybko więc żołnierze Joanny utorowali drogę następcy tronu do Reims, starodawnego miasta, w którym od wieków koronowali się królowie Francji. Tu też nie długo potem koronował się Karol, przyjmując imię Karola VII. Zadanie Joanny wyznaczone przez Boga zostało zakończone. Głosy nakazywały jej teraz powrót do domu, do rodziny. Pod namową króla i ministrów walczyła jednak dalej. To był błąd, jak się potem okazało za cenę jej życia. 

Nie można sprzeciwiać się woli Bożej. Joanna ewidentnie uniosła się pychą. Jak to, ona, bohaterka narodowa, w połowie walk o wyzwolenie ojczyzny ma teraz zostawić wszystko i wracać do domu, na wieś? To takie niesprawiedliwe. Od samego początku było jej oznajmione, że jej zadaniem jest doprowadzenie Karola na tron Francji. Na tym jej rola miała się zakończyć. Dalej o państwo miał zadbać jej król, Karol VII. Joanna postanowiła inaczej, co wkrótce drogo ją kosztowało.

Karol VII
Koronacja Karola VII                                               fot. Wikimedia

Następnym celem wyzwoleńczej armii stał się Paryż. Pomimo tego, że Joanna była potrzebna królowi aby podtrzymywać ducha bojowego wśród francuskich żołnierzy, król i skorumpowani możnowładcy widzieli w niej zagrożenie. Jej wizje i niebiańskie rozmowy mogły pochodzić zarówno od Boga jak i od złych mocy. To była tylko kwestia interpretacji. 

Król, często za namową skorumpowanych ministrów, udzielał jej swego poparcia, a czasem wstrzymywał. W czasie ataku na Paryż kazał na przykład swoim ludziom rozebrać most wzniesiony dopiero co przez Joannę, a jego skorumpowany minister odrzucał pomoc panów francuskich, którzy zachęceni dotychczasowymi zwycięstwami coraz chętniej ofiarowali swoją pomoc. Mało tego, ten sam minister nabijał sobie kieszeń łapówkami od miast zajętych przez wroga w zamian za odstąpienie od ataku. Czysty zryw wyzwoleńczy skończył się, a zaczęła się brudna polityka. 

Joanna jednak walczyła dalej, choć głosy żądały aby powróciła do domu. Przez pewien czas wizje i głosy pomagały jej jeszcze tak, jak pod St. Pierre le Moutier, gdzie po raz pierwszy jej wojska poszły w rozsypkę i została pod murami miasta z niewielkim tylko oddziałem. Gdy jej wierny dowódca, który towarzyszył od samego początku zobaczył ją z garstką żołnierzy, jak zagrzewa ich do beznadziejnej walki, podjechał do niej i zapytał co ona wyprawia. Wtedy podniosła przyłbicę i oświadczyła, że nie jest sama. Ma za sobą pięćdziesiąt tysięcy skrzydlatych niebiańskich wojowników, którzy szykują się do ataku na miasto. Bez względu na to czy była to prawda, czy też nie, jedno jest pewne- podziałało. Natchnieni jej postawą Francuzi zawrócili i szturmem zdobyli miasto. Jednak coraz częściej zostawała na polu bitwy sama, bez wizji, ani głosów, które kierowały jej wojskiem. Niedługo potem nastąpił jej upadek.

                      < Wstecz    4/7    Dalej >

Artykuł pochodzi z mojej książki pt. "Ciekawe, niezwykłe, zastanawiające. Część 2". Zapraszam na Stronę książki.

książki popularnonaukowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz