<<-- Przejdź do części 1
Przeciwko Strygonium pod
Parkanem, 10 X [1683]: O jako to dobry P. Bóg, moja jedynie kochana
Marysieńku! Za małą konfuzję dał większe zwycięstwo niżeli
pod Wiedniem. Nie ustawać Mu tedy dziękować, przez miłość moją,
i ustawicznie nie przestawać prosić, aby i dalej pokazał
miłosierdzie nad ludem swym. (...) Jam za łaską bożą zdrów po
wczorajszym zwycięstwie, jakoby mi dwadzieścia lat nazad się
wróciło; ale tamte dwie nocy dały mi się w znaki, najbardziej
żałując sławy narodu naszego. Ale się to wszystko za łaską
bożą poprawiło i Niemcy jako znowu wychwalić się nie mogą, lubo
już byli poczęli mówić: „A Polacy, Polacy, nie godniście
takiego króla! A odstąpiliście go!” Ale żołdaci niebożęta w
regimentach pieszych, kiedy im dano znać, że ja już nie żyję,
krzyknęli na oficerów swych: „A cóż już i po nas, kiedyśmy
ojca stracili! Prowadźcie nas, niech tam pomrzemy wszyscy!”
(...)
Już teraz, kiedym z
łaski bożej zdrów, oznajmię Wci sercu memu, że mię tak potłukli
byli uciekający, to zbrojami, to karwaszami, że w kilku miejscach
ciało moje było jako najczerniejsze sukno. Nieboraka wojewodę
pomorskiego znaleziono bez głowy. Nikogo zdrajcy żywcem nie biorą,
dlatego też i nasi teraz im nie folgują i mało żywcem biorą.
Już się tu z nami
śmierci tak spospolitowały, iż nie patrzymy na nic, jeno na śmierć
swoich albo nieprzyjaciół. Mnie prawie wszyscy chłopcy poginęli.
(...)
Co dalej czynić
będziemy, po podziękowaniu P. Bogu za tak wielką a nam niegodnym
daną łaskę będziemy mieli radę. Ale to trefna, że nazajutrz po
ten konfuzji, kiedym się radził swoich, co dalej czynić, większa
część już wiodła do tego, żeby nazad ustępować, a potem do
Polski z niesławą. Jam im odpowiedział, że „tę radę w was
strach sprawuje”, że „lubo wojsko wczora podrwiło, jutro się
poprawi, bo to nie nowina; posłuchajcie Niemców, którzy że nie
strwożeni, toteż i ich consilium nie będzie trwożliwe”.
(...)
Rzecz dziwna, że we
czwartek, kiedyśmy szli do nieprzyjaciela, tedy pies jakiś czarny
bez uszu ustawicznie nam zachodził drogę, którego odegnać nie
możono; orzeł przy tym czarny jakiś przyleciał nad nas
niziusieńko i poleciał w tył nas. Teraz zaś wczora naprzód gołąb
biały upadał po kilka razy przed chorągwiami, a orzeł biały
śliczny, obleciawszy nisko nade mną, prowadził mię do
nieprzyjaciela.
Nad przeprawą pod
Strygonium, 20 X [1683]: Tak tedy już wezyr za odejściem swym
wszystkie porzucił królestwo węgierskie, które byli od kilkuset
lat zawojowali Turcy; bo i to Strygonium, które dobywać mamy, jest
już w ręku ich sto czterdzieści lat.
Nad przeprawą pod
Strygonium, 21 X [1683]: Nieprzyjaciel wszędy przed nami ustępuje i
opuszcza fortece i królestwo. Choroby za łaską bożą ustają,
wojsko nad podziwienie wielkie; a dlaczegoż rzeczy tak dobrze
rozpoczęte opuszczać, ile kiedy sam czas wkrótce, da P. Bóg, z
chwałą i pociechą skończy tę kampanię. Wierzę, że tam ich
siła pisze i pisało, żebym nazad powracał; ale to są ci, którzy
tego życzą i życzyli nie dla mnie, ale dla siebie. Ja zdrowie,
życie i szczęście moje oddałem raz w ręce boskie i chwale jego
świętej, ani go też hazarduję więcej nad to, co poczciwemu
należy i temu, na którego akcje cały patrza świat. Miłe mi życie
dla usługi boskiej, chrześcijaństwa i ojczyzny, miłe dla Wci
serca mego, dzieci, krewnych i przyjaciół moich; ależ i honor, na
który się cały wiek robiło, powinien być miły: a te oboje przy
łasce i protekcji boskiej zgodzą się.
W dzień św. Marcina [11
XI 1683], pod Szecinem: Tymczasem pierwsza kula, z miasta z działa
wystrzelona nawiasem przez górę, cudownym trafunkiem zabiła
żołdata regimentu pana inflanckiego. Gdy tedy regimenty piesze i
dragońskie nadciągały i pod górą stawały, czekając na armatę,
tymczasem nieprzyjaciel począł palić przedmieścia i stodoły,
które nam były bardzo potrzebne do aproszowania się do miasta. A
żem był przodem wyprawił jeszcze od północka z p. starostą
łuckim Kozaków, co teraz świeżo przyszli z p. Myśliszewskim,
Semenem, Bułyhą i Iskrzyckim, tym zaraz kazałem iść w przedzie,
aby byli przedmieścia i stodół od ognia bronili. Ci tak chyżo,
odważnie i mężnie poszli, że pod dymem nie tylko przedmieścia i
stodoły, ale i palisadę pierwszą i bramę zaraz opanowali i
chorągwie swoje z krzyżami w niej zatknęli (...) Tymczasem, jako
to bez tego być nie może, że kilku zabito Kozaków, a kilku
postrzelono, znowu nasi panowie desperować poczęli, narzekać,
żeśmy tu przyszli, że oni inaczej radzili. Zdarzył tedy P. Bóg
takie szczęście i taką swoją świętą pokazał nam łaskę,
wejrzawszy na westchnienie do siebie, że po trzygodzinnym tylko
ogniu, bez przestanku wprawdzie, chorągiew białą wywiesili; ręce
składając na wałach, o miłosierdzie prosili.
Kazałem tedy ustać
strzelbie, a tymczasem spuścili się z muru komendant, bej tego
miasta, starszy janczarski i dwóch prałatów ich duchowieństwa,
jeden od duchowieństwa, drugi od pospólstwa. Zdali się tedy cale
na dyskrecję i zaraz piechoty nasze do bram puścili. Prosili potem,
aby mnie widzieli; których skoro przyprowadzono, drżeli jako ryby:
coraz przypadali do ziemi, całując suknię moją. A gdy coraz
prosili o żywot, jam im rzekł, że „już macie słowo moje, lubom
miał urazę, żeście się wczora nie poddali”. Oni, upadłszy
znowu na ziemię, wymawiali się, że „by nas był wezyr zaraz
pościnał”. (...) Gdy się to stało, dopiero nasi, zbliżywszy
się pod mury, wały i bramy, obaczyli i uznali, że to osobliwe
dzieło boskie i że się tam niedziel kilka bawić mogli, przy
dostatku wielkim żywności i amunicyj. Trzeba tedy solennie za tę
łaskę podziękować P. Bogu, że taki na to pogaństwo przepuścił
strach a oraz i ufność jakąś do mnie i do słowa mego.
Węgrowie ze wszystkich
stron gromadzą się do mnie i wszystkie zamki poddają się. Dziś
posłałem dwie partie do małych tureckich zameczków, z których
albo już uciekli, albo się poddadzą pewnie. Za wzięciem tedy tej
fortecy, już Nowe Zamki trzeba mieć za zgubione i nie trzeba będzie
stracić człowieka jednego ani funtu prochu
Ciekawe artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz