W poprzednim artykule pt.
„Jan III Sobieski, czyli poświęcenie dla Polski”
przechodziliśmy przez ciemności polskiego piekiełka, więc dla
odetchnienia, w tym artykule zaprezentujmy jedną z jasnych kart
naszej historii i wielkości naszego oręża, mianowicie odsiecz
wiedeńską.
Bitwa
wiedeńska
|
Z uwagi na to, że
niniejszy cykl nie jest rozprawą historyczną, stąd też nie będzie
tu streszczeń bitwy czy podsumowania, skupimy się jedynie na
relacjach samego Jana III Sobieskiego, który obszernie w swoich
listach do Marysieńki relacjonuje to, co widział, przeżył i
zrobił. Takiej wiedzy w podręcznikach szkolnych czy nawet książkach
historycznych nie znajdziemy.
Sobieski w swoich listach
nie relacjonuje samej bitwy, tylko to wszystko, co działo się zaraz
po zwycięstwie, jak wpadli do ogromnego obozu tureckiego rozłożonego
przed murami Wiednia, jakie znaleźli tam wspaniałości itp. Możemy
w ten sposób przenieść się w czasie i dotknąć pierwotną tkankę
historii: żywych ludzi z ich żywym zachowaniem. Szczegóły podane
w opisie pokolorują ten czarno-biały obraz znany z lekcji historii.
To naprawdę wspaniała przygoda: dotknąć kawałka historii, jakby
się tam było osobiście...
W następnym artykule pt.
„Odsiecz wiedeńska – brutalna prawda” przekonamy się o
niewdzięczności Europy wobec nas, jej oswobodzicieli od najazdu
tureckiego i zalewu islamu.
Na razie zapraszamy do
obszernych, choć mocno okrojonych przez nas z braku miejsca, relacji
Jana III Sobieskiego z pobytu pod Wiedniem.
Bitwa pod Wiedniem |
Odsiecz wiedeńska
Z gór Kalenberg 12 IX
[1683] (w drodze pod Wiedeń), o
trzeciej przede dniem: To tu tylko cudowna, że tu już od dwudziestu
sześciu godzin panuje taki wiatr, a właśnie prosto w oczy nam od
nieprzyjaciela, że się ludzie na koniach ledwie osiedzieć mogą.
Właśnie na nas spuścili les puissances aeriennes
[= moce powietrzne], bo wezyr ma być wielki czarownik.
W namiotach wezyrskich 13 IX [l683] w nocy: Bóg i
Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi
naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa
wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w
ręce nasze. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze, pola i obóz,
ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły, bydle, owce, które to miał
po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których
Turków trzodami tu przed sobą pędzą; drudzy zaś, osobliwie des
renegats [=
renegaci],
na dobrych koniach i pięknie ubrani od nich tu do nas uciekają.
Taka się to rzecz niepodobna stała, że dziś już między
pospólstwem tu w mieście i u nas w obozie była trwoga, rozumiejąc
i nie mogąc sobie inaczej perswadować, jeno że nieprzyjaciel nazad
się wróci. Prochów samych i amunicyj porzucił więcej niżeli na
milion. Widziałem też nocy przeszłej rzecz tę, którejm sobie
zawsze widzieć pragnął. Kanalia nasza w kilku miejscach zapaliła
tu prochy, które cale Sądny Dzień reprezentowały, bez szkody cale
ludzkiej: pokazały na niebie, jako się obłoki rodzą. Ale to
nieszczęście wielkie, bo pewnie na milion w nich uczyniło szkody.
Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w
jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, bo po wielkiej części
wszystkie mi się po nim dostały splendory; a to tym trafunkiem, że
będąc w obozie w samym przedzie i tuż za wezyrem postępując,
przedał się jeden pokojowy jego i pokazał namioty jego, tak
obszerne, jako Warszawa albo Lwów w murach. Mam wszystkie znaki jego
wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą
mu dał cesarz jego na wojnę i którą dziśże jeszcze posłałem
do Rzymu Ojcu św. przez Talentego pocztą. Namioty, wozy wszystkie
dostały roi [=
królowi] się, et mille d'autres
galanteries fort jolies et fort riches, mais fort riches [=
i tysiąc innych galanterii bardzo ładnej i bardzo bogatej, ale
bardzo bogatej], lubo się jeszcze
siła rzeczy nie widziało. [Il] n'y a point de comparaison avec ceux
de Chocim [= [On] ma
porównania z tym Chocimiem]. Kilka
samych sajdaków rubinami i szafirami sadzonych stoją się kilku
tysięcy czerwonych złotych. Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo,
jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy
powracającym, „żeś ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy
powrócił”, bo ten co zdobywa, w przedzie być musi. Mam i konia
wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem; i samego mocno dojeżdżano, ale
się przecię salwował. Kihaję jego, tj. pierwszego człowieka po
nim, zabito, i paszów niemało. Złotych szabel pełno po wojsku, i
innych wojennych rynsztunków. Noc nam ostatka przeszkodziła i to,
że uchodząc, okrutnie się bronią et font la plus belle retirade
du monde [= i jak
najlepiej z tyrady światowej].
Janczarów swoich odbiegli w aproszach, których w nocy wyścinano,
bo to była taka hardość i pycha tych ludzi, że kiedy się jedni z
nami bili w polu, drudzy szturmowali do miasta; jakoż mieli czym co
począć.
Ja ich rachuję, prócz
Tatarów, na trzykroć sto tysięcy; drudzy tu rachują namiotów
samych na trzykroć sto tysięcy i biorą proporcję trzech do
jednego namiotu, co by to wynosiło niesłychaną liczbę. Ja jednak
rachuję namiotów sto tysięcy najmniej, bo kilką obozów stali.
Dwie nocy i dzień rozbierają ich, kto chce, już i z miasta wyszli
ludzie, ale wiem, że i za tydzień tego nie rozbiorą. Ludzi
niewinnych tutecznych Austriaków, osobliwie białychgłów i ludzi
siła porzucili; ale zabijali, kogokolwek tylko mogli. Siła bardzo
zabitych leży białychgłów, ale i siła rannych i które żyć
mogą. Wczora widziałem dzieciątko jedne we trzech leciech,
chłopczyka bardzo najmilejszego, któremu zdrajca przeciął gębę
szkaradnie i głowę. Ale to trefna, że wezyr wziął tu był gdzieś
w którymś ci cesarskim pałacu strusia żywego dziwnie ślicznego;
tedy i tego, aby się nam w ręce nie dostał, kazał ściąć. Co
zaś za delicje miał przy swych namiotach, wypisać niepodobna. Miał
łaźnie, miał ogródek i fontanny, króliki, koty; i nawet papuga
była, ale że latała, nie mogliśmy jej pojmać.
(...)
Wojska wszystkie, które
dobrze bardzo swoją czyniły powinność, przyznały P. Bogu a nam
tę wygraną potrzebę. Kiedy już nieprzyjaciel począł uchodzić i
dał się przełamać – bo mnie się przyszło z wezyrem łamać,
który wszystkie a wszystkie wojska na moje skrzydło prawe
sprowadził, tak że już nasz środek albo korpus, jako i lewe
skrzydło nie miały nic do czynienia i dlatego wszystkie swoje
niemieckie posiłki do mnie obróciły – przybiegały tedy do mnie
książęta, jako to elektor bawarski, Waldeck, ściskając mię za
szyję a całując w gębę, generałowie zaś w ręce i w nogi; cóż
dopiero żołnierze! Oficerowie i regimenty wszystkie kawalerii i
infantem wołały: „Ach, unzer brawe Kenik!”. Słuchały mię
tak, że nigdy tak nasi. Cóż dopiero, i to dziś rano, książę
lotaryński, saski (bo mi się z nimi wczora widzieć nie przyszło,
bo byli na samym końcu lewego skrzydła, którym do p. marszałka
nadwornego przydałem był kilka usarskich chorągwi); cóż
komendant Staremberk tuteczny! Wszystko to całowało, obłapiało,
swym Salwatorem zwało.
(...)
My dziś za
nieprzyjacielem się ruszamy w Węgry. Elektorowie odstąpić mię
nie chcą. To takie nad nami błogosławieństwo Boże, za co Mu
niech będzie na wieki cześć, sława i chwała!
(...)
Książęta saski i
bawarski dali mi słowo i na kraj świata iść ze mną. Musimy iść
dwie mili wielkim pośpiechem dla wielkich smrodów od trupów, koni,
bydeł, wielbłądów. Do króla francuskiego napisałem kilka słów,
że jako au Roi tres Chretien [=
sam król chrześcijański]
oznajmuje de la bataille gagnee et du salut de la chretiente [=
bitwa wygrana
i zbawienie chrześcijaństwa].
(...)
Niech się wszyscy
cieszą, a P. Bogu dziękują, że pogaństwu nie pozwolił pytać
się: „A gdzie wasz Bóg?” Dzieci całuję i obłapiam.
Ciekawe artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz