Strony

czwartek, 9 lutego 2017

Odsiecz wiedeńska oczami Sobieskiego cz 1

W poprzednim artykule pt. „Jan III Sobieski, czyli poświęcenie dla Polski” przechodziliśmy przez ciemności polskiego piekiełka, więc dla odetchnienia, w tym artykule zaprezentujmy jedną z jasnych kart naszej historii i wielkości naszego oręża, mianowicie odsiecz wiedeńską.

bitwa pod wiedniem sobieski
Bitwa wiedeńska
    Z uwagi na to, że niniejszy cykl nie jest rozprawą historyczną, stąd też nie będzie tu streszczeń bitwy czy podsumowania, skupimy się jedynie na relacjach samego Jana III Sobieskiego, który obszernie w swoich listach do Marysieńki relacjonuje to, co widział, przeżył i zrobił. Takiej wiedzy w podręcznikach szkolnych czy nawet książkach historycznych nie znajdziemy.

     Sobieski w swoich listach nie relacjonuje samej bitwy, tylko to wszystko, co działo się zaraz po zwycięstwie, jak wpadli do ogromnego obozu tureckiego rozłożonego przed murami Wiednia, jakie znaleźli tam wspaniałości itp. Możemy w ten sposób przenieść się w czasie i dotknąć pierwotną tkankę historii: żywych ludzi z ich żywym zachowaniem. Szczegóły podane w opisie pokolorują ten czarno-biały obraz znany z lekcji historii. To naprawdę wspaniała przygoda: dotknąć kawałka historii, jakby się tam było osobiście...

     W następnym artykule pt. „Odsiecz wiedeńska – brutalna prawda” przekonamy się o niewdzięczności Europy wobec nas, jej oswobodzicieli od najazdu tureckiego i zalewu islamu.

     Na razie zapraszamy do obszernych, choć mocno okrojonych przez nas z braku miejsca, relacji Jana III Sobieskiego z pobytu pod Wiedniem.

sobieski wiedeń bitwa
Bitwa pod Wiedniem
 

Odsiecz wiedeńska

Z gór Kalenberg 12 IX [1683] (w drodze pod Wiedeń), o trzeciej przede dniem: To tu tylko cudowna, że tu już od dwudziestu sześciu godzin panuje taki wiatr, a właśnie prosto w oczy nam od nieprzyjaciela, że się ludzie na koniach ledwie osiedzieć mogą. Właśnie na nas spuścili les puissances aeriennes [= moce powietrzne], bo wezyr ma być wielki czarownik.

W namiotach wezyrskich 13 IX [l683] w nocy: Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze, pola i obóz, ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły, bydle, owce, które to miał po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których Turków trzodami tu przed sobą pędzą; drudzy zaś, osobliwie des renegats [= renegaci], na dobrych koniach i pięknie ubrani od nich tu do nas uciekają. Taka się to rzecz niepodobna stała, że dziś już między pospólstwem tu w mieście i u nas w obozie była trwoga, rozumiejąc i nie mogąc sobie inaczej perswadować, jeno że nieprzyjaciel nazad się wróci. Prochów samych i amunicyj porzucił więcej niżeli na milion. Widziałem też nocy przeszłej rzecz tę, którejm sobie zawsze widzieć pragnął. Kanalia nasza w kilku miejscach zapaliła tu prochy, które cale Sądny Dzień reprezentowały, bez szkody cale ludzkiej: pokazały na niebie, jako się obłoki rodzą. Ale to nieszczęście wielkie, bo pewnie na milion w nich uczyniło szkody. Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, bo po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory; a to tym trafunkiem, że będąc w obozie w samym przedzie i tuż za wezyrem postępując, przedał się jeden pokojowy jego i pokazał namioty jego, tak obszerne, jako Warszawa albo Lwów w murach. Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz jego na wojnę i którą dziśże jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu św. przez Talentego pocztą. Namioty, wozy wszystkie dostały roi [= królowi] się, et mille d'autres galanteries fort jolies et fort riches, mais fort riches [= i tysiąc innych galanterii bardzo ładnej i bardzo bogatej, ale bardzo bogatej], lubo się jeszcze siła rzeczy nie widziało. [Il] n'y a point de comparaison avec ceux de Chocim [= [On] ma porównania z tym Chocimiem]. Kilka samych sajdaków rubinami i szafirami sadzonych stoją się kilku tysięcy czerwonych złotych. Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracającym, „żeś ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy powrócił”, bo ten co zdobywa, w przedzie być musi. Mam i konia wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem; i samego mocno dojeżdżano, ale się przecię salwował. Kihaję jego, tj. pierwszego człowieka po nim, zabito, i paszów niemało. Złotych szabel pełno po wojsku, i innych wojennych rynsztunków. Noc nam ostatka przeszkodziła i to, że uchodząc, okrutnie się bronią et font la plus belle retirade du monde [= i jak najlepiej z tyrady światowej]. Janczarów swoich odbiegli w aproszach, których w nocy wyścinano, bo to była taka hardość i pycha tych ludzi, że kiedy się jedni z nami bili w polu, drudzy szturmowali do miasta; jakoż mieli czym co począć.
     Ja ich rachuję, prócz Tatarów, na trzykroć sto tysięcy; drudzy tu rachują namiotów samych na trzykroć sto tysięcy i biorą proporcję trzech do jednego namiotu, co by to wynosiło niesłychaną liczbę. Ja jednak rachuję namiotów sto tysięcy najmniej, bo kilką obozów stali. Dwie nocy i dzień rozbierają ich, kto chce, już i z miasta wyszli ludzie, ale wiem, że i za tydzień tego nie rozbiorą. Ludzi niewinnych tutecznych Austriaków, osobliwie białychgłów i ludzi siła porzucili; ale zabijali, kogokolwek tylko mogli. Siła bardzo zabitych leży białychgłów, ale i siła rannych i które żyć mogą. Wczora widziałem dzieciątko jedne we trzech leciech, chłopczyka bardzo najmilejszego, któremu zdrajca przeciął gębę szkaradnie i głowę. Ale to trefna, że wezyr wziął tu był gdzieś w którymś ci cesarskim pałacu strusia żywego dziwnie ślicznego; tedy i tego, aby się nam w ręce nie dostał, kazał ściąć. Co zaś za delicje miał przy swych namiotach, wypisać niepodobna. Miał łaźnie, miał ogródek i fontanny, króliki, koty; i nawet papuga była, ale że latała, nie mogliśmy jej pojmać.
(...)
Wojska wszystkie, które dobrze bardzo swoją czyniły powinność, przyznały P. Bogu a nam tę wygraną potrzebę. Kiedy już nieprzyjaciel począł uchodzić i dał się przełamać – bo mnie się przyszło z wezyrem łamać, który wszystkie a wszystkie wojska na moje skrzydło prawe sprowadził, tak że już nasz środek albo korpus, jako i lewe skrzydło nie miały nic do czynienia i dlatego wszystkie swoje niemieckie posiłki do mnie obróciły – przybiegały tedy do mnie książęta, jako to elektor bawarski, Waldeck, ściskając mię za szyję a całując w gębę, generałowie zaś w ręce i w nogi; cóż dopiero żołnierze! Oficerowie i regimenty wszystkie kawalerii i infantem wołały: „Ach, unzer brawe Kenik!”. Słuchały mię tak, że nigdy tak nasi. Cóż dopiero, i to dziś rano, książę lotaryński, saski (bo mi się z nimi wczora widzieć nie przyszło, bo byli na samym końcu lewego skrzydła, którym do p. marszałka nadwornego przydałem był kilka usarskich chorągwi); cóż komendant Staremberk tuteczny! Wszystko to całowało, obłapiało, swym Salwatorem zwało.
(...)
My dziś za nieprzyjacielem się ruszamy w Węgry. Elektorowie odstąpić mię nie chcą. To takie nad nami błogosławieństwo Boże, za co Mu niech będzie na wieki cześć, sława i chwała!
(...)
Książęta saski i bawarski dali mi słowo i na kraj świata iść ze mną. Musimy iść dwie mili wielkim pośpiechem dla wielkich smrodów od trupów, koni, bydeł, wielbłądów. Do króla francuskiego napisałem kilka słów, że jako au Roi tres Chretien [= sam król chrześcijański] oznajmuje de la bataille gagnee et du salut de la chretiente [= bitwa wygrana i zbawienie chrześcijaństwa].
(...)
Niech się wszyscy cieszą, a P. Bogu dziękują, że pogaństwu nie pozwolił pytać się: „A gdzie wasz Bóg?” Dzieci całuję i obłapiam.







Ciekawe artykuły:

    
    Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz