Strony

wtorek, 22 grudnia 2015

Dawne historie i opowieści

dawne opowieści

 

Cygaro dziewosłębem


W miasteczku Zeust w Holandyi odgrywa cygaro bardzo ważną rolę w miłości. Skoro młodzian pokocha jaką pannę i pragnie ją zaślubić, natenczas puka do jej domu i prosi o ogień do cygara. To jest pierwsza wskazówka dla rodziców panny, że idzie o małżeństwo; jeżeli zaś kawaler pod tym samym pozorem zapuka po raz drugi, wtedy wiedzą już rodzice, jak rzeczy stoją i czynią przygotowania do trzecich odwiedzin, które pod takim samym pozorem zwykły bardzo prędko następować po drugich. Jeżeli konkurent nie podoba się rodzicom, odmawiają mu ognia, i to oznacza stanowczą odprawę. W przeciwnym razie podają mu ogień z uprzejmością; młodzian zapala cygaro, rodzice zapraszają go bliżej i wtedy następują dalsze oświadczenia. W końcu pojawia się panna, o którą stara się młodzian i oboje ściskają się za ręce. W ciągu tego przestaje młodzian palić, a następne cygaro podaje mu jego narzeczona. I nie było dotąd przykładu, by jedna lub druga strona odstąpiła od związku małżeńskiego, jeżeli konkurent wypalił już cygaro ślubne pod dachem rodziców swej narzeczonej. Jakiż to prosty, a wyborny środek kojarzenia małżeństwa: U nas może kawaler wypalić i sto cygar w domu rodziców, mających pannę na wydaniu, a przecież pokaże się, w końcu nieraz, że wcale nie kochał panny, lecz jej posag.


Król i pastor


     Fryderyk Wilhelm IV, król pruski, wstąpiwszy do pewnego pastora, zapytał się, jak często czyta Biblię. „Co rok raz całą przeczytam od deski do deski”. Król przeglądał Biblię, potem odjechał. Za rok znowu odwiedzi król pastora i zapytuje się, czy w tym roku znów przeczytał Biblię. – „A tak, odrzecze pastor, przeczytałem, o jakże dziwnie słowo Boże człowieka pokrzepia”. Król otwiera Biblię i wyjmuje stutalarówkę, którą włożył przed rokiem do księgi. „To miałeś dostać za nagrodę, ale że nie czytałeś Biblii i jeszcze kłamiesz, przeto zabieram te sto talarów”. Potem czytał pastor co rok Biblię, ale stutalarówka się nie znalazła.


Przy grze na harfie


     W młodości Szyller uczył się grać na harfie. Jego sąsiad, który go nie lubił, rzecze jednego razu:
     — Aj, aj! panie Szyller, pan grasz jak król Dawid, tylko nie tak pięknie.
     — A pan – odpowie Szyller bez namysłu – mówisz jak Salomon, tylko nie tak mądrze.


Daremna zemsta


     Podczas sporu Henryka III, króla angielskiego, z Franciszkiem I, królem francuskim, postanowił Henryk wyprawić do Franciszka I posła z grożącymi depeszami i do tej misji wybrał biskupa Bonnera. Ten wiedząc o treści depesz, które mają być wysłane, rzecze:
     — Najjaśniejszy Panie, jeśli doręczę te depesze, to głowę mi zdejmą.
     Gniewny Henryk odpowiada na to:
     — Jeśli ci Franciszek każe głową ściąć, to ja każę wszystkim francuzom tutaj głowy pościnać.
     — To bardzo pięknie — odrzecze na to Bonner — obawiam się tylko, że żadna z tych głów do mojego korpusu pasować nie będzie.


Przesłanie trzewików telegrafem


     Wieśniak pewien we Francji odebrał list od syna swego, który służył w Krymie. Powodziło mu się dobrze, tylko na brak obuwia narzeka i prosi ojca, żeby mu nowe trzewiki przy pierwszej sposobności przesłał. Ojciec każe robić nowe trzewiki i myśli, jakby je przesłać. Wreszcie przychodzi mu do głowy, że do tego są telegrafy. Przylepia więc adres na trzewikach i zawiesza je na najbliższym słupie telegraficznym u haczyka, na którym się drut wspiera. Niebawem przechodził tamtędy strażnik od telegrafu, a ujrzawszy zawieszone nowe trzewiki, zdjął je i wzuł na nogi, a swoje stare i podarte natomiast zawiesił. Nazajutrz wraca chłop ciekawy, czy trzewiki już odeszły, a znalazłszy w ich miejscu podarte, nie mógł się wydziwić, że mu syn tak prędko stare obuwie odesłał.

piątek, 18 grudnia 2015

Staropolskie opowieści


opowieści


* * *
     Opowieść o Dysławie i Stosławie, Polakach, którzy, będąc w zakonie Krzyżaków, przy nawracaniu pogan pruskich, pochwyceni przez tychże, ponieśli śmierć męczeńską. Legenda opowiada, że gdy jednego z nich zamordowano i w ogień wrzucono, ciało jego, przemieniwszy się w postać dziwnie pięknej dziewicy, na oczach morderców wzbiło się z płomieni ku niebu, drugiego zaś, gdy go wcisnąwszy w drzewo rozszczepione, żywcem palono, przez ptaka niewidzianej piękności tamże zostało uniesione.


* * *

     Pewien szlachcic zagrodowy na Mazowszu miał taką złośliwą żonę, że był istnym męczennikiem i życie zbrzydło mu na świecie. Razu zaś jednego szlachta z owej wioski złowiła w jamę wilka, który im od lat kilku ciężkie wyrządzał szkody. Zebrani tedy nad wilczym dołem a zemstą powodowani, radzili, jaką śmiercią ukarać mieli biedne wilczysko. Wtem ozwie się ów szlachcic nieszczęśliwy: „Na co go zabijać? ożenić go, ożenić!”.


* * *

     Pewne towarzystwo młodych ludzi zarozumiałych, ale nie bardzo mądrych, skracało sobie czas zapytywaniem się przechodzących wieśniaków, których odpowiedzi najdziwaczniej przekręcali i z nich się wyśmiewali. Jeden z młodzików, najwięcej ze swej uczoności i dowcipu się chełpiący, zapytał przechodzącego wieśniaka:
     — Przyjacielu, dlaczego ta Boża Męka (figura) tam stoi nad drogą?
     — Bo się tam kiedyś cud stał i na pamiątkę tego wystawiono figurę, przedstawiająca Matkę Najświętszą!
     — Ależ przyjacielu, co się tu właściwie stało?
     Wieśniak poznawszy z miny, że ów uczony głuptas chce z niego żartować, odpowiedział:
     — Na tym miejscu kiedyś głupi i ograniczony człowiek rozum swój odzyskał, a był on prawie tak głupim, jak wy mój panie; pomódlcie się gorąco, a może i wam Matka Najświętsza rozum przywróci.
     Zawstydzony młodzieniec dalszych pytań już nie stawiał.


* * *

     Przechodzeń (do znajomego kupca, latającego w śniegu przed składem tam i z powrotem): Ależ panie! Cóż się to Panu stało?
     Kupiec: E, nic to... Robię tylko ślady stóp w kierunku mego interesu, aby na wielu odbiorców wyglądało.


* * *

     — Panie adwokacie! czy posiadacz psa jest obowiązany zapłacić szkodę, którą jego pies komu zrobi? — Jest obowiązany. — Toż proszę Wielmożnego Pana adwokata o 1 markę za kiełbaskę, którą mi wczoraj pies Wielmożnego Pana porwał z jatki. — Dobrze, tę markę dostanie Pan, ale za udzielenie rady w tej sprawie, czyli za konsultację mnie się należy 2 marki; więc proszę mi jeszcze 1 markę dopłacić.


* * *

     Gospodyni pewnego proboszcza podczas upałów letnich chowała śmietanę w zakrystii dla chłodu. Dziad kościelny widząc to, codziennie śmietany upił trochę, a potem pomazawszy nią usta figurze jednego świętego w kościele, opowiadał wszystkim, że ów święty zjada śmietanę.


* * *

      Pewien Włoch wędrując przez Mazowsze, pytał raz człowieka spotkanego w polu o drogę do miasta. Mazur pokazał mu drogę i jako uczciwy człowiek, jeszcze go przeprowadził, by się wędrownik nie zbłąkał. Gdy tak szli razem, Mazur zobaczył w bróździe mysz polną i jako szkodliwe zwierzę, zadeptał, mówiąc: „A jesce piscys!”. Włoch ów, który po polsku nie umiał ani słówka, usłyszawszy wyraz „piscys”, który po łacinie oznacza rybę, gdy powrócił do swego kraju, rozpowiadał, iż w Polsce ryby chowają się w polu, a chłopi łapią je tam nogami, co sam na własne oczy widział.


* * *

     Gdy raz pewien pan ożenił się, a młoda żona zaczęła bardzo grymasić, tak, że jej niczym nie można było dogodzić, pan przywołał kilka dziewek, kazał im panią spowinąć w prześcieradła, niby małe dziecię, włożyć w kołyskę i kołysać. Gniewała się pani i płakała, ale nic nie pomogło, bo mówił pan, że widać dzieckiem nie była dokołysana i dlatego tak grymasi, więc ją teraz dokołysać potrzeba. Jakoż sposób ten pomógł skutecznie na fochy i pani wyleczyła się na zawsze, a była z niej potem rządna gospodyni, przykładna żona, i dobra matka.


* * *

     Pan jeden był bardzo zły na poddane swoje, tak, że żadnego nie było, który by Boga nie prosił, żeby co narychlej zdechł, oprócz jednej baby, która zań zawsze Pana Boga prosiła. Ten tyran dowiedział się tego, posłał po onę babę, pytając, skąd by jej to przyszło zań się Panu Bogu modlić, ponieważ wszyscy śmierci mu życzą. Rzecze baba: „Panuchniczku, już ja to czwartego pana pamiętam: pierwszy był zły, i prosili Pana Boga, aby zdechł, i tak się stało. Nastał po tym drugi, gorszy i za tego Boga prosili, aby zdechł. Po tym nastał trzeci jeszcze nazbyt gorszy i zań Pana Boga prosili, aby zdechł, abo go zabito, i tak się stało. Ty po tych trzech wstąpiłeś na państwo, daleko jeszcze gorszy niźli tamci trzej byli. A też ja Pana Boga proszę za cię”. Onego tyrana, co bojaźń ukrócić nie mogła, baba jedna pohamowała, że tak zły nie był.


* * *

     Sołtys w jednej wsi będąc na śmiertelnej pościeli, prosił żony swej, aby zaraz po jego śmierci sprzedała wołu z obory, a te pieniądze wszystkie, które za wołu weźmie, aby w imię Boże za duszę jego rozdała. Z wielkim płaczem obiecała to mężowi. Gdy umarł, zaraz nie mieszkając [= bez zwłoki], pochowawszy go, pojechała do miasta, wołu onego sprzedawać, wzięła też i kota z domu, aby sprzedała na swą potrzebę. Będzie na rynku, przyjdzie rzeźnik, pyta: „drogi to wół?”. Odpowie sołtysowa, iż za grosz. Patrzy rzeźnik na nie, rzecze jej: „Sprzedajesz czy żartujesz miła dobra żono, powiedz oto za co dasz?”. Ona mu odpowie: „Miły dobry panie, zaprawdę tego wołu daję za grosz, ale tym sposobem, mam też kota przedajnego, a jednego przez drugiego nie sprzedam, chceszli tego woła kupić zarazże też kup i kota”.
     Dziwno rzeźnikowi, pyta „za co by był i kot?”. Niewiasta powie, że kota nie może dać taniej jedno za cztery złote, a wołu przy nim za grosz. Dziwuje się rzeźnik, że jeszcze jako żyw na takim targu nie bywał, a widząc, że on wół lepiej stał niźli za cztery złote, rzecze jej: „Niewiasto, bierz pieniądze” odliczy, naprzód pieniądze za kota, cztery złote, a po tym za wołu grosz. Pani sołtysowa schowała pieniądze za kota cztery złote; z onym groszem co wzięła za wołu, poszła do kościoła, w imię Boże rozdała za duszę męża swego, jako rozkazanie miała na testamencie, wszystko dać w imię Boże, coby wzięła za wolu.

* * *

     Pan Podstoli, który się po polsku nosił, kupił bardzo pięknej materyi i chciał mieć z niej żupan. Kazał przywołać krawca, lecz ten obejrzawszy materyę powiedział, że nie wystarczy i poszedł. Kazał przywołać drugiego, ten wziął, zrobił i odniósł. Po niejakim czasie wyszedłszy na przechadzkę pan Podstoli, spotyka krawca z córeczką ubraną w sukienkę z tegoż samego materiału co i jego żupan. Zdziwiony zapyta się, jakim sposobem to się stać mogło, że tamten krawiec oświadczył, iż nie wystarczy, a Waćpan nie tylko mnie, ale i swoją córkę ustroił? „Bo on ma większa córkę niż ja — rzekł krawiec — i dlatego powiedział, że mu nie wystarczy”.


* * *

     Pewien młodzieniec mieszkał w hotelu, a bywając zarazem w restauracyi, swojemi figlami i żartami przyciągał wiele gości, którzy właścicielowi zakładu dawali sporo korzyści. Po pewnym czasie młodzieniec chce wyjechać i wskutek tego gospodarz zakładu przedstawia rachunek, dodając: — Ażebyś pan wiedział, jak mu wdzięczny jestem, to wykreślam połowę rachunku.
     Młodzieniec zaś na to: — Ażebyś pan wiedział, że nie pozostaję w tyle, wykreślam drugą połowę rachunku.
     Gospodarz roześmiał się i odszedł zadowolony.


Wykręcił się sianem

     Mało znane, a bardzo trafne to przysłowie miało następujący początek.
     Sławny dowcipniś i dworzanin nazwiskiem Smolik, o którym krąży wiele dykteryjek, zaproszony został od znajomych kolegów do piwnicy na wino. W rzeczywistości zaś chciano tylko postawić łapkę na niego, aby razem wypić beczkę wina, a następnie się oddalić, zostawiając samego Smolika, by wszystko musiał zapłacić. Lecz Smolik nie fryc, zwąchał pismo nosem! Wybrał się jednak ochotnie z nimi.
     Wchodzą.
     W piwnicy zasianej dobrze sianem, stała już przygotowana porządna baryła z węgrzynem. Pokładli się więc jeden koło drugiego na sianie, otaczając baryłę i pili bez przerwy dzień cały. Smolik dowcipkuje i dokazuje, aż w końcu chce zrobić zakład, że wykręci sznur z siana i wszystkich wyciągnie nim z piwnicy. Zagrzane już na dobre głowy wierzyć temu nie chcą i chętnie robią zakład.
     Zaczyna więc Smolik skręcać siano na powróz, kręci i kręci, oddalając się od nich i od czasu do czasu wołając:
     — Trzymajcie mocno, trzymajcie!
     I tak kręcąc i kręcąc, wychodzi z piwnicy. Tam chłopcu oddaje koniec i każe kiedy niekiedy poszarpnąć, a sam w nogi mój drogi!
     Pozostali w piwnicy czekają i czekają, skoro pierwszy przyjdzie do wyciągnięcia; lecz kiedy wołanie Smolika ustało, zniecierpliwieni czekaniem powychodzili, a widząc przed sobą chłopca, zmiarkowali, że Smolik ich w pole wyprowadził i odpłacił dobrem za nadobne.
     To zdarzenie rozeszło się lotem błyskawicy pomiędzy ludźmi i dało początek przysłowiu:
     — Wykręcił się sianem!
     To znaczy, że oszukał drugich, co na niego zastawili sidła, a on zgrabnie się z nich wywinął.


< Wstecz    2/3    Dalej >





wtorek, 15 grudnia 2015

Staropolskie historie

  Staropolskie historie i opowieści


Wstęp

Przeglądając kroniki historyczne lub stare dokumenty, co rusz napotykamy na historie i opowieści, które dla pamięci pokoleń zostały uwiecznione na piśmie. Przekazywane z pokolenia na pokolenie przypominają o dawnych czasach i ludziach, którzy kiedyś byli...

opowieści

     Historie i opowieści, jakie przetrwały do naszych czasów są różne: jedne wychwalają bohaterów za ich odwagę i męstwo, inne ganią ich za tchórzliwość lub chwiejność; niektóre są zabawne, a niektóre bardzo poważne lub smutne. Ludzi tych już dawno nie ma, o większości z nich nikt by w tej chwili nawet nie wiedział, ale historie z ich życia przetrwały dzięki zapisanym w księgach stronicom. Dobrze, jeżeli przekazana historia jest chwalebna – wtedy dobre imię bohatera utrwalone jest na całą wieczność, a kolejne pokolenia są pod niesłabnącym wrażeniem dokonanych przez niego czynów. Gorzej, jeżeli kroniki wskazują na niesławę człowieka, wtedy plama na honorze w oczach swoich potomków nie znika nigdy. Przykładem niech będzie historia Leszka Czarnego, wówczas księcia sieradzkiego (1271 r) zapisana przez Jana Długosza. Według relacji tego kronikarza, Gryfina, córka Rościsława, księcia Rusi, choć już szósty rok była zamężna z Leszkiem, nadal pozostawała w panieństwie. Pewnego dnia zarzuciła mężowi niemoc i oziębłość i na zwołanym zgromadzeniu panów i ważniejszych niewiast ziemi Sieradzkiej oświadczyła, że czepiec, który na głowie nosiła jako mężatka, w Krakowie, w klasztorze braci mniejszych wobec wielu osób już dawno zdjęła i jak panna poczęła chodzić z odkrytą głową. Chwilę powyższą, upokarzającą dla Leszka, przedstawił nawet Jan Matejko na jednym ze swoich obrazów, prezentowanym poniżej. 

Jan Matejko



Historie


Z głupim nie żartować (XVII w)


     Czarnkowski, Biskup Poznański, będąc podagrą bardzo udręczony, zwykł był częstokroć przed wielkim bólem te słowa mówić: Prze Bóg, dobij kto, odpuszczę. Trafiło się, iż leżąc w tejże chorobie, nie był nikt inszy przy nim, jeno Tatarzyn Kamarady, sługa jego; ten pomnąc, co więc pan mówił, ofiarował mu się z posługą swą: Panie, powiada, daj ty mnie bachmata [konia tatarskiego], a każ mię wolno do hordy przepuścić, a ja ciebie zareżę [zarżnę], jako prosisz. Biskup obaczył się [spostrzegł], że z tym źle żartować: Dobrze, powiada, Kamarady, ale każ tu komu pierwej do mnie, że mu rozkażę, aby cię po mej śmierci dobrze odprawiono i wolno puszczono. Wyszedł Tatarzyn i zawołał kilku sług do pana. Pan, ujrzawszy sługi, dopiero z onego przestrachu otrzeźwiał i kazał Tatarzyna do wieży wsadzić, a sam potem był ostrożniejszy.


Na targu


     Pewien gospodarz nie mogąc na jarmarku dobić targu z młynarką, która sprzedawała świnię, zawołał, chowając kiesę z grosiwem do kieszeni: No, kiedy tak, to moje pieniądze, a pani świnia.


Wieszaj waćpan


     Niegdyś był u nas zwyczaj, że gdy na skazanego na śmierć i prowadzonego pod szubienicę dziewczyna jaka, rańtuch swój zarzuciła, a skazany oświadczył, że się z nią ożeni, wtedy uwalniano go od kary śmiertelnej i strzeżono tylko, aby ślub odbył się niezwłocznie. Owóż zdarzyło się, że raz jednemu skazańcowi stara i straszna baba ofiarowała swoją rękę i tym sposobem mógł się ocalić od śmierci; spojrzawszy jednak na czarownicę, zawołał na kata: „Panie Jakubie, wieszaj waćpan!”. Słowa te poszły w przysłowie, kiedy ktoś, jakiej niekorzystnej łaski przyjąć nie chce.


Molto bene


     Pobłatecki w piśmie „Kwestye polityczne” dowodząc, że lepiej jest mieć królową Polkę, przywodzi następującą anegdotę. Za króla Michała zaciągnięto kilka tysięcy kozaków, pod hetmanem Hanenkiem; którym nie dawano ani prowiantu, ani strawnych pieniędzy. Podają oni suplikę Eleonorze królowej, uskarżając się na swą krzywdę. Królowa wzwyczajona była wszystkim Polakom, co tylko ją o co prosili, mówić: molto bene, molto bene (bardzo dobrze); gdy więc kozacy przy owej suplice zaczęli wołać: pozdychawma z hołodu [głodu] – królowa swoim zwyczajem rzekła: molto bene, molto bene. (Nie rozumiejąc czego chcą, pozwoliła im zdychać).


Jak król wiejaczką kazał się wachlować


     Kazał się król Zygmunt I wiejaczką [= wachlarzem] z pawiego pióra Stańczykowi oganiać; nie zwyczajna to była dla trefnisia praca; prędko się stęsknił, a skoro król drzemać począł, rzuciwszy wiejaczkę, wlazł do pieca. Muchy poczynają dojmować Zygmuntowi, woła na błazna gdzie się podział. Stańczyk w piecu usłyszawszy, zawoła króla: „Sam pójdźcie do mnie królu, sam gdzie ja leżę, o zakład jednej muszki nie masz, już nie trzeba wiejaczką oganiać”.


Jaka część, taka i dzięka (XVII w)


     Francuz Ozianper we Włoszech przy kuchni, gdzie jeść wydawano, że się jeść onych potraw jako chudy pachołek, które dla panów gotowano, nie spodziewał, oczy swoje tylko pasł nimi, a po tym ośmieliwszy się, i wąchać począł, wielce je sobie, jakoby jadł, smakując. Gospodarz przechera, gdy się z drugimi rachował, przyszedł i do niego, mówiąc mu: „Płać też ty, bracie!”. Pyta: „Za co?” – „Za to, prawi, żeś naszych potraw nawąchał się do woli”. On po tym rzecze: „Cóż czynić? choć resztą gonię, przymyślić muszę, jakoby zapłacić”. I tak wyjąwszy mieszek z resztą pieniędzy, pocznie gospodarzowi brząkać w uszy. Gospodarz pyta: „Co czynisz?”. Odpowie: „Jadłem twoje potrawy węchem, a to ci je płacę mych pieniędzy dźwiękiem”.

 

Dar za dar, darmo nic (XVII w)


    Jeden sąsiad przyszedł do domu sąsiada drugiego, kołatał u drzwi stojąc, pyta: „Jest pan doma?”. Dziewka mu odpowiedziała: „Nie masz” — A ten słysząc, iż sam gospodarz tak dziewce powiedzieć kazał, owa gdy tak odszedł, rychło po tym przyszedł tamten sąsiad do tego; a gdy także nie wchodząc w dom, pytał o pana, ten sam silnym głosem zawołał: „Nie masz go doma”. Za tym mu rzekł: „Cóż mię błaźnisz: azaż ja nie znam twego głosu?”. Ten zaś odpowiedział: „Wielkiś niedyskret: jam ongi twej dziewce wierzył, kiedy powiedziała, iż ciebie doma nie było, a ty mnie samemu teraz wierzyć nie chcesz”.


Jako król Sas wyglądał


     Gdy w roku 1752 August III z wielce licznym pocztem panów niemieckich i naszych jechał na polowanie przez Podlasie do Białowieży, a ludzie z wiosek, którzy nigdy w życiu żadnego króla nie widzieli, wybiegali przypatrywać się na gościniec brański. Jako że król Jegomość spał w głębi swojej karety (bo miał substancye tuczną i snu wiele potrzebował), przez okno wyglądał jeno wielki jego pies buldogiem zwany, co widząc baby i dzieci, i biorąc buldoga za króla, dziwowali się niezmiernie, że z wejrzenia taki do psa był podobny.