Opowieść o Dysławie i
Stosławie, Polakach, którzy, będąc w zakonie Krzyżaków, przy
nawracaniu pogan pruskich, pochwyceni przez tychże, ponieśli śmierć
męczeńską. Legenda opowiada, że gdy jednego z nich zamordowano i
w ogień wrzucono, ciało jego, przemieniwszy się w postać dziwnie
pięknej dziewicy, na oczach morderców wzbiło się z płomieni ku
niebu, drugiego zaś, gdy go wcisnąwszy w drzewo rozszczepione,
żywcem palono, przez ptaka niewidzianej piękności tamże zostało
uniesione.
* * *
Pewien szlachcic
zagrodowy na Mazowszu miał taką złośliwą żonę, że był istnym
męczennikiem i życie zbrzydło mu na świecie. Razu zaś jednego
szlachta z owej wioski złowiła w jamę wilka, który im od lat
kilku ciężkie wyrządzał szkody. Zebrani tedy nad wilczym dołem a
zemstą powodowani, radzili, jaką śmiercią ukarać mieli biedne
wilczysko. Wtem ozwie się ów szlachcic nieszczęśliwy: „Na co go
zabijać? ożenić go, ożenić!”.
* * *
Pewne towarzystwo młodych
ludzi zarozumiałych, ale nie bardzo mądrych, skracało sobie czas
zapytywaniem się przechodzących wieśniaków, których odpowiedzi
najdziwaczniej przekręcali i z nich się wyśmiewali. Jeden z
młodzików, najwięcej ze swej uczoności i dowcipu się chełpiący,
zapytał przechodzącego wieśniaka:
— Przyjacielu, dlaczego
ta Boża Męka (figura) tam stoi nad drogą?
— Bo się tam kiedyś
cud stał i na pamiątkę tego wystawiono figurę, przedstawiająca
Matkę Najświętszą!
— Ależ przyjacielu, co
się tu właściwie stało?
Wieśniak poznawszy z
miny, że ów uczony głuptas chce z niego żartować, odpowiedział:
— Na tym miejscu kiedyś
głupi i ograniczony człowiek rozum swój odzyskał, a był on
prawie tak głupim, jak wy mój panie; pomódlcie się gorąco, a
może i wam Matka Najświętsza rozum przywróci.
Zawstydzony młodzieniec
dalszych pytań już nie stawiał.
* * *
Przechodzeń (do
znajomego kupca, latającego w śniegu przed składem tam i z
powrotem): Ależ panie! Cóż się to Panu stało?
Kupiec: E, nic to...
Robię tylko ślady stóp w kierunku mego interesu, aby na wielu
odbiorców wyglądało.
* * *
— Panie adwokacie! czy
posiadacz psa jest obowiązany zapłacić szkodę, którą jego pies
komu zrobi? — Jest obowiązany. — Toż proszę Wielmożnego Pana
adwokata o 1 markę za kiełbaskę, którą mi wczoraj pies
Wielmożnego Pana porwał z jatki. — Dobrze, tę markę dostanie
Pan, ale za udzielenie rady w tej sprawie, czyli za konsultację mnie
się należy 2 marki; więc proszę mi jeszcze 1 markę dopłacić.
* * *
Gospodyni pewnego
proboszcza podczas upałów letnich chowała śmietanę w zakrystii
dla chłodu. Dziad kościelny widząc to, codziennie śmietany upił
trochę, a potem pomazawszy nią usta figurze jednego świętego w
kościele, opowiadał wszystkim, że ów święty zjada śmietanę.
* * *
Pewien Włoch wędrując
przez Mazowsze, pytał raz człowieka spotkanego w polu o drogę do
miasta. Mazur pokazał mu drogę i jako uczciwy człowiek, jeszcze go
przeprowadził, by się wędrownik nie zbłąkał. Gdy tak szli
razem, Mazur zobaczył w bróździe mysz polną i jako szkodliwe
zwierzę, zadeptał, mówiąc: „A jesce piscys!”. Włoch ów,
który po polsku nie umiał ani słówka, usłyszawszy wyraz
„piscys”, który po łacinie oznacza rybę, gdy powrócił do
swego kraju, rozpowiadał, iż w Polsce ryby chowają się w polu, a
chłopi łapią je tam nogami, co sam na własne oczy widział.
* * *
Gdy raz pewien pan ożenił
się, a młoda żona zaczęła bardzo grymasić, tak, że jej niczym
nie można było dogodzić, pan przywołał kilka dziewek, kazał im
panią spowinąć w prześcieradła, niby małe dziecię, włożyć w
kołyskę i kołysać. Gniewała się pani i płakała, ale nic nie
pomogło, bo mówił pan, że widać dzieckiem nie była dokołysana
i dlatego tak grymasi, więc ją teraz dokołysać potrzeba. Jakoż
sposób ten pomógł skutecznie na fochy i pani wyleczyła się na
zawsze, a była z niej potem rządna gospodyni, przykładna żona, i
dobra matka.
* * *
Pan jeden był bardzo zły
na poddane swoje, tak, że żadnego nie było, który
by Boga nie prosił, żeby co narychlej zdechł, oprócz jednej
baby, która zań zawsze Pana Boga prosiła. Ten tyran dowiedział
się tego, posłał po onę babę, pytając, skąd by jej to przyszło
zań się Panu Bogu modlić, ponieważ wszyscy śmierci mu życzą.
Rzecze baba: „Panuchniczku, już ja to czwartego pana pamiętam:
pierwszy był zły, i prosili Pana Boga, aby zdechł, i tak się
stało. Nastał po tym drugi, gorszy i za tego Boga prosili, aby
zdechł. Po tym nastał trzeci jeszcze nazbyt gorszy i zań Pana Boga
prosili, aby zdechł, abo go zabito, i tak się stało. Ty po tych
trzech wstąpiłeś na państwo, daleko jeszcze gorszy niźli tamci
trzej byli. A też ja Pana Boga proszę za cię”. Onego tyrana, co
bojaźń ukrócić nie mogła, baba jedna pohamowała, że tak zły
nie był.
* * *
Sołtys w jednej wsi
będąc na śmiertelnej pościeli, prosił żony swej, aby zaraz po
jego śmierci sprzedała wołu z obory, a te pieniądze wszystkie,
które za wołu weźmie, aby w imię Boże za duszę jego rozdała. Z
wielkim płaczem obiecała to mężowi. Gdy umarł, zaraz nie
mieszkając [= bez zwłoki], pochowawszy go, pojechała do miasta,
wołu onego sprzedawać, wzięła też i kota z domu, aby sprzedała
na swą potrzebę. Będzie na rynku, przyjdzie rzeźnik, pyta: „drogi
to wół?”. Odpowie sołtysowa, iż za grosz. Patrzy rzeźnik na
nie, rzecze jej: „Sprzedajesz czy żartujesz miła dobra żono,
powiedz oto za co dasz?”. Ona mu odpowie: „Miły dobry panie,
zaprawdę tego wołu daję za grosz, ale tym sposobem, mam też kota
przedajnego, a jednego przez drugiego nie sprzedam, chceszli tego
woła kupić zarazże też kup i kota”.
Dziwno rzeźnikowi, pyta
„za co by był i kot?”. Niewiasta powie, że kota nie może dać
taniej jedno za cztery złote, a wołu przy nim za grosz. Dziwuje się
rzeźnik, że jeszcze jako żyw na takim targu nie bywał, a widząc,
że on wół lepiej stał niźli za cztery złote, rzecze jej:
„Niewiasto, bierz pieniądze” odliczy, naprzód pieniądze za
kota, cztery złote, a po tym za wołu grosz. Pani sołtysowa
schowała pieniądze za kota cztery złote; z onym groszem co wzięła
za wołu, poszła do kościoła, w imię Boże rozdała za duszę
męża swego, jako rozkazanie miała na testamencie, wszystko dać w
imię Boże, coby wzięła za wolu.
* * *
Pan Podstoli, który się
po polsku nosił, kupił bardzo pięknej materyi i chciał mieć z
niej żupan. Kazał przywołać krawca, lecz ten obejrzawszy materyę
powiedział, że nie wystarczy i poszedł. Kazał przywołać
drugiego, ten wziął, zrobił i odniósł. Po niejakim czasie
wyszedłszy na przechadzkę pan Podstoli, spotyka krawca z córeczką
ubraną w sukienkę z tegoż samego materiału co i jego żupan.
Zdziwiony zapyta się, jakim sposobem to się stać mogło, że
tamten krawiec oświadczył, iż nie wystarczy, a Waćpan nie tylko
mnie, ale i swoją córkę ustroił? „Bo on ma większa córkę niż
ja — rzekł krawiec — i dlatego powiedział, że mu nie
wystarczy”.
* * *
Pewien młodzieniec
mieszkał w hotelu, a bywając zarazem w restauracyi, swojemi figlami
i żartami przyciągał wiele gości, którzy właścicielowi zakładu
dawali sporo korzyści. Po pewnym czasie młodzieniec chce wyjechać
i wskutek tego gospodarz zakładu przedstawia rachunek, dodając: —
Ażebyś pan wiedział, jak mu wdzięczny jestem, to wykreślam
połowę rachunku.
Młodzieniec zaś na to:
— Ażebyś pan wiedział, że nie pozostaję w tyle, wykreślam
drugą połowę rachunku.
Gospodarz roześmiał się
i odszedł zadowolony.
Wykręcił
się sianem
Mało znane, a bardzo
trafne to przysłowie miało następujący początek.
Sławny dowcipniś i
dworzanin nazwiskiem Smolik, o którym krąży wiele dykteryjek,
zaproszony został od znajomych kolegów do piwnicy na wino. W
rzeczywistości zaś chciano tylko postawić łapkę na niego, aby
razem wypić beczkę wina, a następnie się oddalić, zostawiając
samego Smolika, by wszystko musiał zapłacić. Lecz Smolik nie fryc,
zwąchał pismo nosem! Wybrał się jednak ochotnie z nimi.
Wchodzą.
W piwnicy zasianej dobrze
sianem, stała już przygotowana porządna baryła z węgrzynem.
Pokładli się więc jeden koło drugiego na sianie, otaczając
baryłę i pili bez przerwy dzień cały. Smolik dowcipkuje i
dokazuje, aż w końcu chce zrobić zakład, że wykręci sznur z
siana i wszystkich wyciągnie nim z piwnicy. Zagrzane już na dobre
głowy wierzyć temu nie chcą i chętnie robią zakład.
Zaczyna więc Smolik
skręcać siano na powróz, kręci i kręci, oddalając się od nich
i od czasu do czasu wołając:
— Trzymajcie mocno,
trzymajcie!
I tak kręcąc i kręcąc,
wychodzi z piwnicy. Tam chłopcu oddaje koniec i każe kiedy niekiedy
poszarpnąć, a sam w nogi mój drogi!
Pozostali w piwnicy
czekają i czekają, skoro pierwszy przyjdzie do wyciągnięcia; lecz
kiedy wołanie Smolika ustało, zniecierpliwieni czekaniem
powychodzili, a widząc przed sobą chłopca, zmiarkowali, że Smolik
ich w pole wyprowadził i odpłacił dobrem za nadobne.
To zdarzenie rozeszło
się lotem błyskawicy pomiędzy ludźmi i dało początek
przysłowiu:
— Wykręcił się
sianem!
To znaczy, że oszukał
drugich, co na niego zastawili sidła, a on zgrabnie się z nich
wywinął.