Strony

środa, 3 maja 2017

Legendy o Matce Bożej część 1

Legendy o Matce Bożej w polskim folklorze ludowym



Nie ma chyba drugiego takiego narodu w świecie, w którym byłoby takie uwielbienie Matki Bożej jak w narodzie polskim. To szczególne oddanie znalazło swoje odbicie w mianowaniu dawno temu Maryi Królową Polski. Nic dziwnego, że kościoły, kaplice i przydrożne kapliczki powstawały na przestrzeni wieków jak grzyby po deszczu.

podania i opowieści o Matce Bożej
Obraz Matki Bożej w Oświęcimiu
 
    Największym oddaniem odznaczał się zawsze lud wiejski, który włączył bliskość z Maryją do swoich codziennych obowiązków. Związki te odnajdujemy także w legendach i podaniach ludowych przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Nie mają one żadnej wartości teologicznej, nie są nawet apokryfami, są po prostu opowieściami, jakie pobożny lud tworzył w swojej bogobojnej twórczości.

     Poniżej prezentujemy kilka takich starych opowieści o Matce Bożej zaczerpniętych z polskiego folkloru ludowego, z niebywale bogatej skarbnicy ludowych opowieści.


Legendy i opowieści o Matce Bożej


Dziewica z kwiatu


     Jeszcze ziemia nie istniała wcale i pusto i ciemno było wszędzie. Nie było słońca, nie było gwiazd, tylko wody i wody, a nad nimi przestwór niebios. Ale nadszedł czas, kiedy Pan Bóg postanowił stworzyć tę ziemię, przywołał więc do Siebie szatana i kazał mu się zanurzyć w morzu i z dna jego przynieść garść piasku. Ciekawość dręczyła złego ducha, na co by Bóg mógł potrzebować piasku, tyle naprzykrzał się Panu Bogu, aż mu Bóg wreszcie powiedział, że chce zeń stworzyć ziemię i osadzić na niej człowieka, aby Go czcił i kochał. Dumny, zarozumiały i chciwy władzy szatan pozazdrościł Bogu, że będzie miał Swój świat i ludzi i zapragnął mieć też dla siebie świat i swoich czcicieli. Cóż robi tedy? Ukradł przeto trochę piasku i zatrzymał go w ustach, to co w garści miał – oddał Bogu. 

     Bóg pobłogosławił piasek i rzucił go na ziemię – a ziarnka poczęły w oczach pęcznieć, rość ogromnie i zrastać się z sobą i utworzyła się ziemia. Ale równocześnie i skradziony piasek począł rość w ustach złego ducha i dławił go, począł go przeto zły duch czym prędzej wypluwać, gdzie padł na błoto, lub wodę, lub bagno tworzyły się zaraz kępy i wyspy – to też do dziś są one ulubionym mieszkaniem złego ducha. 

     Bóg zepchnął potem szatana do piekieł za karę za tę pychę jego, a na ziemi stworzył człowieka. Był to okrutny olbrzym. W raju, gdzie było tyle strasznych zwierząt, nie potrzebował on wcale broni, bo był większy i silniejszy od wszystkich największych i najsroższych zwierząt. To też wszystko go słuchało i obawiało się jego, był królem stworzenia. 

     Pięknie było w rozkosznym raju, a jednak Adamowi było smutno. Bóg postanowił więc stworzyć dlań towarzyszkę. Tchnął na kwiaty rajskie i z nich wyszła istota przecudnej urody, lekka jak woń kwiatów, przejrzysta, czysta i biała. Blask bił od niej, wszystkie stworzenia, aniołowie i gwiazdy radowały się, patrząc na nią, ale tylko Adam nie był z niej zadowolony, bał się do niej zbliżyć, dotknąć się jej – nie dla tego olbrzyma była taka powiewna istota. Bóg więc stworzył mu istotę podobną do niego, utworzył ją kość z jego kości, Ewę, i tę przeznaczył na matkę ludzi. Dziewicę z kwiatu wziął do nieba i przeznaczył Ją na Matkę Synowi Bożemu. 

     Gdy świat skalał się grzechem i zbliżał się czas odkupienia ludzi, wtedy zesłał Bóg Dziewicę z kwiatu na tę ziemię. Była nią Maryja i z Niej narodził się Syn Boży Jezus Chrystus. Odkupiciel świata. 


W ucieczce do Egiptu.


     Król Herod wydał rozkaz wymordowania wszystkich dzieci w okolicy Betlejem, myśląc, że tym sposobem pozbędzie się i przyszłego króla Izraelskiego, o którym mówiło Pismo święte, że zawładnie kiedyś Izraelem. Ale Pan Bóg ostrzegł Najświętszą Rodzinę zawczasu przez Anioła Swego i dlatego wybrali się Maryja, Dziecię Jezus i Józef do Egiptu. 

     Droga prowadziła ich przez gęste lasy i bory, zbierał ich strach, bo i tu nawet dolatywały ich jęki mordowanych dzieci, płacz i narzekanie matek, a zachodziła obawa, że doścignąć ich mogą siepacze królewscy. Matka Najświętsza sama drżąca ze strachu otulała Dziecię Swe Boskie i spieszą, a spieszą. Wtem zaczął Jezus-Dziecię płakać z głodu. Nowa troska dla Matki Najświętszej, czym tu nakarmić Dzieciątko w pustyni i głuchym lesie. Wtem czepia się coś nóg Matki Najświętszej, patrzy, a tu paproć podnosi nieśmiało swoje łodygi i prosi Ją pokornie: 

– Pozwól mi, Najświętsza Matko, pożywić Boskie Dziecię! 

Zdziwiła się Maryja i pyta ją:  

– A cóż ty za pożywienie masz, biedna roślino? 

– Mam korzonki!

    Matka Najświętsza przyjęła pokorną ofiarę, bo trzeba było czymś posilić Jezusa, urwała korzeń paproci i dała go Swemu Dziecięciu, aby go ssał, a Pau Jezus pobłogosławił paproć i odtąd korzeń jej już nie jest tak gorzki, jak był niegdyś, i człowiek może się odtąd nim pożywić i posilić, gdy zabłądzi kiedy w nieprzebytej pustyni. 

     W dzień dopiekał znowu skwar słońca, Matka Najświętsza była też długą podróżą zmęczona, chciała więc wypocząć. Tuż koło drogi stała osika. Pod nią postanowiła spocząć Maryja chwilę z Boskim Swym Dzieciątkiem, ale osika nie chciała Jej dać schronienia z obawy przed siepaczami króla. Poczęła cała drżeć, listki jej pobladły i rzekła: 

     – Idźcie, idźcie stąd, boję się siepaczów króla. Jak się dowiedzą, żeście tu spoczywali, zetną mnie, stracę życie. Idźcie sobie gdzie indziej. 

     Najświętsza Panna musiała wstać i poczęła szukać gdzie indziej schronienia. Niedaleko stamtąd był krzak leszczyny, ta przyjęła Matkę Najświętszą, otuliła Ją gałązkami swymi, tak, że Jej zupełnie nie było widać. Nadjechali siepacze Heroda, szukając Matki Najświętszej z Jezusem. Leszczyna nawet dech w sobie zaparła, by się nie zdradzić, toteż nie dojrzeli wcale ukrytych w jej ramionach. Tylko kukułka, zdrajczyni, chcąc się przypochlebić Herodowi, przysiadła na krzaku leszczyny i wabiła siepaczów, wołając: kuku-kuku. Ale siepacze przebiegli, nie patrząc nawet na drżącą ze strachu osikę, nie zważając na wołanie kukułki i przeszli obok leszczyny. 

     Pan Jezus wynagrodził leszczynę za jej gościnność, gromy bowiem nigdy w nią nie uderzają i odtąd każdy człowiek wśród burzy może śmiało szukać pod nią schronienia – a ukarał osikę i kukawkę. Osika musi drżeć cała zawsze, choćby na świecie żadnego wiatru nie było, a kukawka została ptakiem bez przytułku, bez gniazda, tak, że nawet swych jaj nie ma gdzie pomieścić. Osika nie chciała przyjąć pod swój cień Jezusa, musiała za to potem dźwigać na sobie zdrajcę Judasza, który się na niej obwiesił. 

     Pod wieczór usiadła Matka Najświętsza na chwilę, by nakarmić zgłodniałe Dziecię Jezus. U stóp Jej rósł oset, a kilka kropel pokarmu padło na kolczate jego listki. Plamki te pozostały mu na zawsze i odtąd oset ten biało nakrapiany nazywa się osetkiem Matki Boskiej. 

     W borze tym mieszkał zbój, co napadał na ludzi, obdzierał ich i zabijał. Właśnie, gdy Matka Najświętsza siedząc w gęstwinie, karmiła Jezusa, przechodził on obok tego miejsca i posłyszał głosy ludzkie w gęstwinie. Skierował też zaraz w tę stronę swoje kroki, myśląc napaść podróżnych: obedrzeć ich i zabić. 

     Ale dziwne rzeczy się z nim podziały. Najprzód maczuga, którą miał na ramieniu i którą już tyle ludzi pozbawił życia, wydała mu się tak ciężką, że ją ledwie dźwigał, nogi wypowiadały mu posłuszeństwo, a w oczach nagle mu coś zaświeciło. Patrzy, a tu naprzeciw niego troje ludzi, a nad nimi 3 księżyce. Jakoś mu się dziwnie zrobiło, chciał mówić i pytać zziębniętych i zmokłych od słoty o coś, a tu ani słowa wydobyć nie mógł z siebie, chciał postąpić naprzód, a tu nogi, tak jakby mu w ziemię wrosły. Zrozumiał, że to nie zwyczajni ludzie, że ich dotknąć nie powinien, kiedy go jakaś moc niewidzialna od nich w oddali trzyma. Opuściła go dzikość jego i wydobył wreszcie ze siebie te słowa: 

     – Przecież nie będziecie na takiej słocie nocować w lesie. Tam za leszczyną jest mój dom, chodźcie i zanocujcie tam. 

     Matka Najświętsza przyjęła zaprosiny i poszła za nim do jego zagrody. W chacie była żona zbójcy. Ta ujrzawszy wchodzącą Maryję z Dzieckiem przy piersi, wzruszyła się, bo i sama była matką i rzekła: 

     – Uciekajcie stąd, mili ludzie! Wy nie wiecie, do kogoście zaszli. Jestem żoną zbója, mój mąż, jak się tu pokaże, to was pomorduje. 

     Ale Najświętsza Panna uspokoiła ją i rzekła: 

     – Nie boimy się my, nie bój się i ty o nas. Bóg jest z nami i nam się nic złego stać nie może.

     Żona zbójcy dała im wieczerzą i przysposobiła im nocleg. Przed spaniem wzięła Matka Najświętsza wanienkę, nalała do niej ciepłej wody i poczęła kąpać Jezusa. Widząc dziecię zbójowej w kolebce, rzekła jej, aby i ona swoje dziecko do wanienki włożyła. Na to stanęły matce łzy w oczach i rzekła: 

     – Nie mogę tego uczynić, bo nie godzi się zdrowe dziecię kąpać z chorym. Mój syn ma trąd na całym ciele.

     Ale Matka Najświętsza nalegała, kazała Sobie podać trędowate dziecię i sama je włożyła do kąpieli obok Jezusa. I oto stał się cud nowy. W tej chwili zniknął z dziecka szkaradny trąd i natychmiast ozdrowiało. 

     Widział to i zbójca i poznał, że to cud Boży, chciał oddać Matce Najświętszej wszystko złoto i srebro, co miał, ale Ci nie przyjęli tego; począł im przeto dziękować ze łzami. Wzruszyło się w nim sumienie i upadłszy na kolana przed Dzieciątkiem Jezus, przyrzekł poprawę, porzucił rozboje i rozpoczął pokutę za swe grzechy. A Pan Jezus w tej kąpieli obrócił się do syna zbójcy i rzekł: 

     – Tak, jak teraz razem się kąpaliśmy, tak też i razem pomrzemy.

     I tak było. Syn zbójcy nie poszedł za przykładem nawróconego ojca, wszedł w złe towarzystwo, został sam zbójcą, schwytano go wreszcie i razem z Panem Jezusem ukrzyżowano na górze Kalwarii. 

    On to wisząc na krzyżu obok Zbawiciela, zawołał: 

     – Zaiste ten człowiek jest niewinny i niewinnie cierpi.

     I do niego to obrócił się Zbawiciel, mówiąc: 

     – Zaprawdę powiadam tobie, dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju. 

     Woda, w której się kąpał Zbawiciel, nabrała od Jego ciała przedziwnie pięknej woni. Żona zbójcy wylała ją do ogródka, a tam, gdzie tylko Ziemia się nią zwilżyła, wyrosły pachnące zioła. Z tych to ziół zrobiły potem trzy Maryje te drogie, wonne maści, którymi namaściły Ciało Jezusa przed złożeniem Go do grobu.


Siewna


     Dotąd szło jako tako z ucieczką; w borze było się łatwo ukryć, ale bór się skończył, Maryja wyszła z Jezusem i z Józefem na otwarte, co dopiero zorane pole. Nawet jeszcze trawka się nie zieleniła. Źle było iść, bo bruzdy były głębokie, to też co chwilę potykała się Matka Najświętsza, a tu spieszyć trzeba było, bo pogoń króla Heroda tuż, tuż była za nimi. Idą więc wciąż, aż im oddech w piersiach zapiera. 

     Doszli do miedzy, poza którą siał chłopek pszenicę. Ujrzawszy go, Matka Najświętsza rzecze do niego: 

     – Szczęść Boże!

     – Daj Panie Boże! – odpowiedział wieśniak. 

     – Dzisiaj siejesz pszenicę, a jutro ją żąć będziesz – rzekła dalej Maryja. 

     – Błogosławiona byłabyś ty Pani, gdyby się to sprawdziło – odrzekł chłopek. 

     Wtedy Matka Najświętsza podała Dzieciątko Jezus św. Józefowi, wzięła płachtę z pszenicą, przepasała się nią i poczęła siać sama. Gdzie tylko padło ziarno rzucone z Jej ręki, natychmiast wyrastała pszenica, piękna i dorodna i jak las gęsta. Zasiała mu tak całe pole. Następnie wzięła Dziecię Jezus na rękę i uśmiechnąwszy się przyjaźnie, rzekła do wieśniaka: 

     – Pamiętaj, żebyś jeszcze dziś zaczął żąć. 

     To mówiąc, zwróciła się drogą ku wsi. 

     Wieśniak stał chwilę zdumiony, nie mogąc pojąć, czy to we śnie, czy na jawie. Dotyka się kłosów, a one są rzeczywiście i to zupełnie dojrzałe. Spojrzał w górę, zrozumiał, co to było, upadł na kolana i począł się bić w piersi i całować ziemię, gdzie stali święci wędrowcy i powtarzał, co chwilę: 

     – Niech będzie pochwalony, niech będzie pochwalony!

     Po chwili powstał i jak mu przykazała Matka Boska, wziął się do żęcia. Ledwie pierwszą garść pszenicy użął, a tu wypadają z lasu żołnierze Heroda. Starszy z nich przybiegł do chłopka i zapytał go groźnie: 

     – Ty chłopie! Czy tu tędy nie szła niewiasta z dziecięciem na ręku i ze staruszkiem, sami we trójkę?

     – A szła, szła tędy – odpowiedział wieśniak. 

     – A dawno, kiedy? – pytali go dalej. 

     – Właśnie wtedy siałem tę pszenicę, jak tu przechodzili.

     – Taaak? A teraz już ją żniesz? Ho! ho! No to nie ma co i gonić, Bóg wie, jak już daleko są teraz. Nie ma co robić, trzeba się wrócić.

     I wrócili. A Matka Najświętsza szła dalej do Egiptu ze świętym Swym Dziecięciem i doszła bezpiecznie do celu podróży swojej. 







Ciekawe artykuły:

    
    Zapoznaj się z innymi artykułami. Przejdź do zakładki Spis artykułów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz