Legendy o Matce Bożej w polskim folklorze ludowym
Nie ma chyba drugiego
takiego narodu w świecie, w którym byłoby takie uwielbienie Matki
Bożej jak w narodzie polskim. To szczególne oddanie znalazło swoje
odbicie w mianowaniu dawno temu Maryi Królową Polski. Nic dziwnego,
że kościoły, kaplice i przydrożne kapliczki powstawały na
przestrzeni wieków jak grzyby po deszczu.
Obraz
Matki Bożej w Oświęcimiu
|
Największym oddaniem
odznaczał się zawsze lud wiejski, który włączył bliskość z
Maryją do swoich codziennych obowiązków. Związki te odnajdujemy
także w legendach i podaniach ludowych przekazywanych z pokolenia na
pokolenie. Nie mają one żadnej wartości teologicznej, nie są
nawet apokryfami, są po prostu opowieściami, jakie pobożny lud
tworzył w swojej bogobojnej twórczości.
Poniżej prezentujemy
kilka takich starych opowieści o Matce Bożej zaczerpniętych z
polskiego folkloru ludowego, z niebywale bogatej skarbnicy ludowych
opowieści.
Legendy i opowieści o Matce Bożej
Dziewica z kwiatu
Jeszcze ziemia nie
istniała wcale i pusto i ciemno było wszędzie. Nie było słońca,
nie było gwiazd, tylko wody i wody, a nad nimi przestwór niebios.
Ale nadszedł czas, kiedy Pan Bóg postanowił stworzyć tę ziemię,
przywołał więc do Siebie szatana i kazał mu się zanurzyć w
morzu i z dna jego przynieść garść piasku. Ciekawość dręczyła
złego ducha, na co by Bóg mógł potrzebować piasku, tyle
naprzykrzał się Panu Bogu, aż mu Bóg wreszcie powiedział, że
chce zeń stworzyć ziemię i osadzić na niej człowieka, aby Go
czcił i kochał. Dumny, zarozumiały i chciwy władzy szatan
pozazdrościł Bogu, że będzie miał Swój świat i ludzi i
zapragnął mieć też dla siebie świat i swoich czcicieli. Cóż
robi tedy? Ukradł przeto trochę piasku i zatrzymał go w ustach, to
co w garści miał – oddał Bogu.
Bóg pobłogosławił
piasek i rzucił go na ziemię – a ziarnka poczęły w oczach
pęcznieć, rość ogromnie i zrastać się z sobą i utworzyła się
ziemia. Ale równocześnie i skradziony piasek począł rość w
ustach złego ducha i dławił go, począł go przeto zły duch czym
prędzej wypluwać, gdzie padł na błoto, lub wodę, lub bagno
tworzyły się zaraz kępy i wyspy – to też do dziś są one
ulubionym mieszkaniem złego ducha.
Bóg zepchnął potem
szatana do piekieł za karę za tę pychę jego, a na ziemi stworzył
człowieka. Był to okrutny olbrzym. W raju, gdzie było tyle
strasznych zwierząt, nie potrzebował on wcale broni, bo był
większy i silniejszy od wszystkich największych i najsroższych
zwierząt. To też wszystko go słuchało i obawiało się jego, był
królem stworzenia.
Pięknie było w
rozkosznym raju, a jednak Adamowi było smutno. Bóg postanowił więc
stworzyć dlań towarzyszkę. Tchnął na kwiaty rajskie i z nich
wyszła istota przecudnej urody, lekka jak woń kwiatów,
przejrzysta, czysta i biała. Blask bił od niej, wszystkie
stworzenia, aniołowie i gwiazdy radowały się, patrząc na nią,
ale tylko Adam nie był z niej zadowolony, bał się do niej zbliżyć,
dotknąć się jej – nie dla tego olbrzyma była taka powiewna
istota. Bóg więc stworzył mu istotę podobną do niego, utworzył
ją kość z jego kości, Ewę, i tę przeznaczył na matkę ludzi.
Dziewicę z kwiatu wziął do nieba i przeznaczył Ją na Matkę
Synowi Bożemu.
Gdy świat skalał się
grzechem i zbliżał się czas odkupienia ludzi, wtedy zesłał Bóg
Dziewicę z kwiatu na tę ziemię. Była nią Maryja i z Niej
narodził się Syn Boży Jezus Chrystus. Odkupiciel świata.
W ucieczce do Egiptu.
Król Herod wydał rozkaz
wymordowania wszystkich dzieci w okolicy Betlejem, myśląc, że tym
sposobem pozbędzie się i przyszłego króla Izraelskiego, o którym
mówiło Pismo święte, że zawładnie kiedyś Izraelem. Ale Pan Bóg
ostrzegł Najświętszą Rodzinę zawczasu przez Anioła Swego i
dlatego wybrali się Maryja, Dziecię Jezus i Józef do Egiptu.
Droga prowadziła ich
przez gęste lasy i bory, zbierał ich strach, bo i tu nawet
dolatywały ich jęki mordowanych dzieci, płacz i narzekanie matek,
a zachodziła obawa, że doścignąć ich mogą siepacze królewscy.
Matka Najświętsza sama drżąca ze strachu otulała Dziecię Swe
Boskie i spieszą, a spieszą. Wtem zaczął Jezus-Dziecię płakać
z głodu. Nowa troska dla Matki Najświętszej, czym tu nakarmić
Dzieciątko w pustyni i głuchym lesie. Wtem czepia się coś nóg
Matki Najświętszej, patrzy, a tu paproć podnosi nieśmiało swoje
łodygi i prosi Ją pokornie:
– Pozwól mi,
Najświętsza Matko, pożywić Boskie Dziecię!
Zdziwiła się Maryja i
pyta ją:
– A cóż ty za
pożywienie masz, biedna roślino?
– Mam korzonki!
Matka Najświętsza
przyjęła pokorną ofiarę, bo trzeba było czymś posilić Jezusa,
urwała korzeń paproci i dała go Swemu Dziecięciu, aby go ssał, a
Pau Jezus pobłogosławił paproć i odtąd korzeń jej już nie jest
tak gorzki, jak był niegdyś, i człowiek może się odtąd nim
pożywić i posilić, gdy zabłądzi kiedy w nieprzebytej pustyni.
W dzień dopiekał znowu
skwar słońca, Matka Najświętsza była też długą podróżą
zmęczona, chciała więc wypocząć. Tuż koło drogi stała osika.
Pod nią postanowiła spocząć Maryja chwilę z Boskim Swym
Dzieciątkiem, ale osika nie chciała Jej dać schronienia z obawy
przed siepaczami króla. Poczęła cała drżeć, listki jej pobladły
i rzekła:
– Idźcie, idźcie
stąd, boję się siepaczów króla. Jak się dowiedzą, żeście tu
spoczywali, zetną mnie, stracę życie. Idźcie sobie gdzie indziej.
Najświętsza Panna
musiała wstać i poczęła szukać gdzie indziej schronienia.
Niedaleko stamtąd był krzak leszczyny, ta przyjęła Matkę
Najświętszą, otuliła Ją gałązkami swymi, tak, że Jej zupełnie
nie było widać. Nadjechali siepacze Heroda, szukając Matki
Najświętszej z Jezusem. Leszczyna nawet dech w sobie zaparła, by
się nie zdradzić, toteż nie dojrzeli wcale ukrytych w jej
ramionach. Tylko kukułka, zdrajczyni, chcąc się przypochlebić
Herodowi, przysiadła na krzaku leszczyny i wabiła siepaczów,
wołając: kuku-kuku. Ale siepacze przebiegli, nie patrząc nawet na
drżącą ze strachu osikę, nie zważając na wołanie kukułki i
przeszli obok leszczyny.
Pan Jezus wynagrodził
leszczynę za jej gościnność, gromy bowiem nigdy w nią nie
uderzają i odtąd każdy człowiek wśród burzy może śmiało
szukać pod nią schronienia – a ukarał osikę i kukawkę. Osika
musi drżeć cała zawsze, choćby na świecie żadnego wiatru nie
było, a kukawka została ptakiem bez przytułku, bez gniazda, tak,
że nawet swych jaj nie ma gdzie pomieścić. Osika nie chciała
przyjąć pod swój cień Jezusa, musiała za to potem dźwigać na
sobie zdrajcę Judasza, który się na niej obwiesił.
Pod wieczór usiadła
Matka Najświętsza na chwilę, by nakarmić zgłodniałe Dziecię
Jezus. U stóp Jej rósł oset, a kilka kropel pokarmu padło na
kolczate jego listki. Plamki te pozostały mu na zawsze i odtąd oset
ten biało nakrapiany nazywa się osetkiem Matki Boskiej.
W borze tym mieszkał
zbój, co napadał na ludzi, obdzierał ich i zabijał. Właśnie,
gdy Matka Najświętsza siedząc w gęstwinie, karmiła Jezusa,
przechodził on obok tego miejsca i posłyszał głosy ludzkie w
gęstwinie. Skierował też zaraz w tę stronę swoje kroki, myśląc
napaść podróżnych: obedrzeć ich i zabić.
Ale dziwne rzeczy się z
nim podziały. Najprzód maczuga, którą miał na ramieniu i którą
już tyle ludzi pozbawił życia, wydała mu się tak ciężką, że
ją ledwie dźwigał, nogi wypowiadały mu posłuszeństwo, a w
oczach nagle mu coś zaświeciło. Patrzy, a tu naprzeciw niego troje
ludzi, a nad nimi 3 księżyce. Jakoś mu się dziwnie zrobiło,
chciał mówić i pytać zziębniętych i zmokłych od słoty o coś,
a tu ani słowa wydobyć nie mógł z siebie, chciał postąpić
naprzód, a tu nogi, tak jakby mu w ziemię wrosły. Zrozumiał, że
to nie zwyczajni ludzie, że ich dotknąć nie powinien, kiedy go
jakaś moc niewidzialna od nich w oddali trzyma. Opuściła go
dzikość jego i wydobył wreszcie ze siebie te słowa:
– Przecież nie
będziecie na takiej słocie nocować w lesie. Tam za leszczyną jest
mój dom, chodźcie i zanocujcie tam.
Matka Najświętsza
przyjęła zaprosiny i poszła za nim do jego zagrody. W chacie była
żona zbójcy. Ta ujrzawszy wchodzącą Maryję z Dzieckiem przy
piersi, wzruszyła się, bo i sama była matką i rzekła:
– Uciekajcie stąd,
mili ludzie! Wy nie wiecie, do kogoście zaszli. Jestem żoną zbója,
mój mąż, jak się tu pokaże, to was pomorduje.
Ale Najświętsza Panna
uspokoiła ją i rzekła:
– Nie boimy się my,
nie bój się i ty o nas. Bóg jest z nami i nam się nic złego stać
nie może.
Żona zbójcy dała im
wieczerzą i przysposobiła im nocleg. Przed spaniem wzięła Matka
Najświętsza wanienkę, nalała do niej ciepłej wody i poczęła
kąpać Jezusa. Widząc dziecię zbójowej w kolebce, rzekła jej,
aby i ona swoje dziecko do wanienki włożyła. Na to stanęły matce
łzy w oczach i rzekła:
– Nie mogę tego
uczynić, bo nie godzi się zdrowe dziecię kąpać z chorym. Mój
syn ma trąd na całym ciele.
Ale Matka Najświętsza
nalegała, kazała Sobie podać trędowate dziecię i sama je włożyła
do kąpieli obok Jezusa. I oto stał się cud nowy. W tej chwili
zniknął z dziecka szkaradny trąd i natychmiast ozdrowiało.
Widział to i zbójca i
poznał, że to cud Boży, chciał oddać Matce Najświętszej
wszystko złoto i srebro, co miał, ale Ci nie przyjęli tego; począł
im przeto dziękować ze łzami. Wzruszyło się w nim sumienie i
upadłszy na kolana przed Dzieciątkiem Jezus, przyrzekł poprawę,
porzucił rozboje i rozpoczął pokutę za swe grzechy. A Pan Jezus w
tej kąpieli obrócił się do syna zbójcy i rzekł:
– Tak, jak teraz razem
się kąpaliśmy, tak też i razem pomrzemy.
I tak było. Syn zbójcy
nie poszedł za przykładem nawróconego ojca, wszedł w złe
towarzystwo, został sam zbójcą, schwytano go wreszcie i razem z
Panem Jezusem ukrzyżowano na górze Kalwarii.
On to wisząc na krzyżu
obok Zbawiciela, zawołał:
– Zaiste ten człowiek
jest niewinny i niewinnie cierpi.
I do niego to obrócił
się Zbawiciel, mówiąc:
– Zaprawdę powiadam
tobie, dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju.
Woda, w której się
kąpał Zbawiciel, nabrała od Jego ciała przedziwnie pięknej woni.
Żona zbójcy wylała ją do ogródka, a tam, gdzie tylko Ziemia się
nią zwilżyła, wyrosły pachnące zioła. Z tych to ziół zrobiły
potem trzy Maryje te drogie, wonne maści, którymi namaściły Ciało
Jezusa przed złożeniem Go do grobu.
Siewna
Dotąd szło jako tako z
ucieczką; w borze było się łatwo ukryć, ale bór się skończył,
Maryja wyszła z Jezusem i z Józefem na otwarte, co dopiero zorane
pole. Nawet jeszcze trawka się nie zieleniła. Źle było iść, bo
bruzdy były głębokie, to też co chwilę potykała się Matka
Najświętsza, a tu spieszyć trzeba było, bo pogoń króla Heroda
tuż, tuż była za nimi. Idą więc wciąż, aż im oddech w
piersiach zapiera.
Doszli do miedzy, poza
którą siał chłopek pszenicę. Ujrzawszy go, Matka Najświętsza
rzecze do niego:
– Szczęść Boże!
– Daj Panie Boże! –
odpowiedział wieśniak.
– Dzisiaj siejesz
pszenicę, a jutro ją żąć będziesz – rzekła dalej Maryja.
– Błogosławiona
byłabyś ty Pani, gdyby się to sprawdziło – odrzekł chłopek.
Wtedy Matka Najświętsza
podała Dzieciątko Jezus św. Józefowi, wzięła płachtę z
pszenicą, przepasała się nią i poczęła siać sama. Gdzie tylko
padło ziarno rzucone z Jej ręki, natychmiast wyrastała pszenica,
piękna i dorodna i jak las gęsta. Zasiała mu tak całe pole.
Następnie wzięła Dziecię Jezus na rękę i uśmiechnąwszy się
przyjaźnie, rzekła do wieśniaka:
– Pamiętaj, żebyś
jeszcze dziś zaczął żąć.
To mówiąc, zwróciła
się drogą ku wsi.
Wieśniak stał chwilę
zdumiony, nie mogąc pojąć, czy to we śnie, czy na jawie. Dotyka
się kłosów, a one są rzeczywiście i to zupełnie dojrzałe.
Spojrzał w górę, zrozumiał, co to było, upadł na kolana i
począł się bić w piersi i całować ziemię, gdzie stali święci
wędrowcy i powtarzał, co chwilę:
– Niech będzie
pochwalony, niech będzie pochwalony!
Po chwili powstał i jak
mu przykazała Matka Boska, wziął się do żęcia. Ledwie pierwszą
garść pszenicy użął, a tu wypadają z lasu żołnierze Heroda.
Starszy z nich przybiegł do chłopka i zapytał go groźnie:
– Ty chłopie! Czy tu
tędy nie szła niewiasta z dziecięciem na ręku i ze staruszkiem,
sami we trójkę?
– A szła, szła tędy
– odpowiedział wieśniak.
– A dawno, kiedy? –
pytali go dalej.
– Właśnie wtedy
siałem tę pszenicę, jak tu przechodzili.
– Taaak? A teraz już
ją żniesz? Ho! ho! No to nie ma co i gonić, Bóg wie, jak już
daleko są teraz. Nie ma co robić, trzeba się wrócić.
I wrócili. A Matka
Najświętsza szła dalej do Egiptu ze świętym Swym Dziecięciem i
doszła bezpiecznie do celu podróży swojej.
Ciekawe artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz