Kontynuujemy cykl pod
nazwą „...sprzed stu lat”. Prezentowaliśmy już artykuły pt.
„Ogłoszenia matrymonialne sprzed stu lat”
i „Ogłoszenia towarzyskie sprzed stu lat”. Dziś kolej na
dowcipy... :)
Arytmetyka.
Nauczyciel pyta ucznia:
– Pożyczyłem u twego
ojca 1000 zł na 4%. Ile mam zwrócić po dwóch miesiącach?
– 2000 zł, panie
profesorze.
– Co?! To ty nie znasz
arytmetyki, durniu jeden.
– Przepraszam pana
psora, ale pan psor nie zna mego ojca.
***
Sposobność.
– Rozenduft, ja tracę
całkiem pamięć...
– Co ty mówisz? A może
byś mi pożyczył 1000 zł?
***
Przed namiotem zborowego
wodza stal żołnierz na straży a obok niego spał drugi na Ziemi.
Wtem wypada kula z nieprzyjacielskiego obozu i urywa głowę śpiącemu
żołnierzowi.
Ciekawym – rzekł wtedy
stojący kolega jego – co on sobie pomyśli, jak się obudzi, że
nie ma głowy!
***
W karczmie.
– Cóż tam kumie,
jużeście poorali, zasiali?
– A kiej tam: nie ma
casu cłek się zabrać. Dziś odpust w Głupcowie, to jakoś dzień
zesedł. Wcoraj byłem na jarmarku w Durniowie, a jutro znowuś targ
w Soberce, a w piątek mamy odpust w cudownych Hołowicach. W sobotę
znowu święto...
– Ruskie ponoć.
– A moja babka ruska –
to trza świątkować, bo ona świętuje znowuś moje święto.
***
Imię służącego
– Jak się nazywasz?
– Albo ja wiem?
– Jak to nie wiesz, jak
na ciebie wołali w poprzedniej służbie?
– Jasny pan wołał
durniu, jasna pani ośle, a jasny panicz, jak był w humorze, to
wołał błaźnie, a jak był bez humoru, to nic nie wołał, ino za
łeb ciągnął.
***
Po balu.
– Co mówią o
wczorajszym balu i o mnie, mów prędko moja droga.
– Ach, mówią, żeś
się na wczoraj zrobiła tak piękną, że cię nikt nie mógł
poznać.
***
W Rouen w Normandii
zgubiono worek dukatów. Znalazca miłością bliźniego powodowany,
od dalszej ochraniając go szkody, jeszcze tej samej nocy
poprzylepiał na rogach ulic pisemne zawiadomienie następującej
treści: Ostrzegam właściciela zgubionego worka z dukatami, aby nie
robił sobie kosztów na ogłoszenie o swej zgubie, gdyż ja go już
oddać nie myślę!
***
Kot zjadł
Proboszcz miał mieć
kazanie na zesłanie Ducha św., namawia tedy organistę, żeby
złapał gołębia i przywiązał koło sygnaturki, a jak zawoła:
„Przyjdź Duchu święty!”, żeby go puścił dziurką od
sygnaturki do kościoła. Organista zrobił tak, jak mu było
nakazano. Proboszcz stanął na ambonie i prawi wstęp do kazania o
zesłaniu Ducha świętego, a tymczasem organista poszedł na strych,
żeby gołębia mieć w pogotowiu, którego już nie było. Proboszcz
woła: „Przyjdź Duchu święty!” – gołębia nie ma. Woła
drugi raz: „Przyjdź Duchu święty!” – a organista odzywa się
przez dziurę od sygnaturki: „Nie ma, kot zjadł”.
***
Riposta
– Pan musi być daleko
starszym wiekiem ode mnie!
– Nigdy bym się nie
ośmielił przyjść na świat przed panią dobrodziejką...
***
Pijany: Przepraszam... czy
panienka nie wie, gdzie mieszka pan Walczok?
Służąca: Przecież to
pan sam jest.
Pijany: To, to ja wiem,
ale nie wiem gdzie mieszka.
***
– Ej Maniu, znowu dziś
tak późno wróciłaś. Iść ulicą o godzinie dziesiątej samej
panience wcale nie przystoi.
– To też musi tatko
wiedzieć, że ja sama nie szła, był ze mną pan Henryk...
Ciekawe artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz