<<-- Przejdź do części 1
Ostatnia uwaga, jaką
podajemy, dotyczy w zasadzie tego, o czym mówiliśmy już w
poprzednich rozdziałach. Przypominamy więc jeszcze raz, że
technikę wizualizacji, jak i każdą inną, należy stosować tylko
do wyzwalania pozytywnej energii. Zastrzeżenie to, z racji swej
wyobrażeniowo-obrazowej mocy, szczególnie dotyczy właśnie
wizualizacji. Gdybyśmy używali tych technik do wyzwalania
negatywnych energii, w postaci, chociażby wyobrażeń lub myśli o
czymś złym, negatywnym, wtedy na poziomie duchowym, otwieramy wrota
przed naszym wrogiem, szatanem i demonami. Jeżeli wyczują w nas
przychylność lub przyzwolenie na zło, wtedy pojawią się w naszym
życiu niechybnie i bagno, w którym jesteśmy, jeszcze bardziej się
pogłębi. Dla tych, którzy nie wierzą w szatana bardzo ważna
informacja w tym miejscu, że nie jest to nauka tylko religijna,
duchowa. Rzeczywiście jest w tym coś takiego, że gloryfikując zło
lub rozmyślając o nim, sprowadzamy na siebie realne problemy i z
pewnością cieszyć się spokojnym życiem nie będziemy. Naukę tę
odnajdujemy więc także w metafizyce, okultyzmie, psychologii, ale
także w życiu codziennym patrząc na siebie lub innych, którzy
emanują negatywną energią. Nie wiodą oni przecież spokojnego,
szczęśliwego życia. Należy więc skorzystać z rad zawartych
wcześniej i unikać wszystkiego, co ma, choć cień zła w sobie,
szczególnie jeżeli wypływa to z naszego wnętrza.
Sposób 4:
Krzykoterapia
Jedną z ciekawszych
metod wykorzystywanych w psychoterapii jest tak zwana krzykoterapia.
Jak można spodziewać się po nazwie, w metodzie tej za formę
terapii służy krzyk. Nie będziemy tu podawać sposobu wykonania
tej metody krok po kroku, ponieważ wariantów jest dużo, a
wszystkie sprowadzają się do tego samego: Należy z całej siły
wykrzyczeć swoje frustracje, negatywne emocje, ból, żal...,
obojętnie co.
Ogólnie możemy dokonać
podziału na dwie szkoły. Pierwsza mówi, że należy werbalnie (za
pomocą słów) wykrzyczeć wszystko, co w nas siedzi, a druga
twierdzi, że wystarczy sam krzyk, nie trzeba artykułować swoich
problemów. Musimy więc wybrać dla siebie taki wariant, który
będzie najlepiej pasował do naszej natury. Po krótkim
zastanowieniu lub kilku próbach intuicyjnie znajdziemy dla siebie
odpowiednią formę. W każdym wariancie, jaki użyjemy, poza
krzykiem musimy wyzwolić z siebie negatywne emocje, złość,
agresję, wszystko, co jest w nas złe. Niech to będzie naprawdę
niepohamowany krzyk, dzika rozpacz, która wypływa z głębi naszego
serca, naszego jestestwa.
Technikę tę możemy
stosować samemu, krzycząc w próżnię gdzieś z dala od ludzi lub
krzyczeć w poduszkę w swoim pokoju. Można także stosować ją z
drugim człowiekiem, trzymając go za ręce lub za barki i
wykrzykiwać mu swój ból. Jeżeli powodem naszych problemów jest
jakiś człowiek, można odegrać nawet scenkę, w której pomocnik
będzie udawał naszego krzywdziciela, któremu wykrzykujemy zarzuty.
Metoda ta jest bardzo
prosta w użyciu, choć energetycznie dosyć wyczerpująca. Przynosi
emocjonalne oczyszczenie i zrównoważenie. Nie możemy trzymać w
sobie frustracji, gdyż są one zatrutym źródłem, które każdego
dnia zalewa nas swoimi toksynami. Krzykoterapia jest jedną ze
skutecznych metod pozwalających na zredukowanie frustracji, choć
jest ona ich skrajnym reprezentantem. Za jej pomocą likwidujemy
jednak tylko skutki, a nie przyczyny, więc nie jest ona tak
skuteczna i wszechstronna jak chociażby technika wybaczania.
Z uwagi na sporą
prymitywność, wręcz barbarzyńskość tej metody, w tym pierwszym
okresie walki ze złem, które w nas jest, możemy, stosując ją,
wyzwalać z siebie agresję także fizyczną. Możemy wzmocnić
efekty tej metody poprzez fizyczne wyżycie się, uderzając na
przykład w ścianę czy w drzewo lub łamiąc patyki, rozbijając
deski, cegłówki, różne rzeczy. W tym pierwszym okresie możemy
sobie na to pozwolić bez obawy o jej szkodliwe działanie, o którym
mówiliśmy w poprzednim rozdziale, ponieważ z początku jest w nas
tyle zła i negatywnej energii, że zbytnio nie wpłynie to na nas.
Jeżeli jednak mamy w sobie dość siły i uważamy, że jesteśmy w
stanie obyć się bez tej techniki, to nie wyzwalajmy w sobie
agresji. Im mniej w nas zła, tym lepiej. Przejdźmy od razu do
bardziej subtelnych metod lub ograniczmy się tylko do samego
dzikiego krzyku, aby wyrzucić z siebie emocje.
Sposób 5: Zwierzenie
się komuś
Jest to kolejna, po
krzykoterapii forma wyrzucania z siebie negatywnych emocji. Człowiek
jako istota społeczna potrzebuje do normalnego funkcjonowania
kontaktu z drugim człowiekiem. Potrzeba ta wzrasta znacznie w
trudnych chwilach, w których możność wyżalenia się komuś lub
otrzymanie „duchowego” wsparcia jest bezcenna. Poprzez takie
zachowanie łatwiej nam przejść przeciwności losu. Metoda ta służy
wyłącznie do zmobilizowania i aktywowania rezerwowych sił
psychicznych, które każdy organizm ludzki posiada. Po rozmowie z
drugim człowiekiem, kiedy powie nam, chociażby proste „Nie martw
się. Wszystko będzie dobrze” nic się w naszej sytuacji życiowej
nie zmieni, ale słowa te wleją w nas energię i moc, dzięki której
nie tylko, że przetrzymamy ciężkie chwile, ale też odnajdziemy w
sobie siłę do działania. W ten sposób rozmowa z drugim
człowiekiem pośrednio wpłynie realnie na nasze życie.
Ludzie często lekceważą
potęgę słowa. Najczęściej mówi się tylko o tym, że słowem
można kogoś zranić tak jak prawdziwym nożem. To prawda. Jest to
jednak połowa prawdy. Druga połowa nie jest tak często
artykułowana, a szkoda. To poważny błąd. Słowem można nie tylko
zranić, ale także uleczyć. Wystarczy powiedzieć do kogoś
będącego w smutku: „Nie martw się” lub „Głowa do góry!”
a automatycznie wlewamy w jego psychikę zastrzyk pozytywnej energii,
moc wystarczającą mu do wyrwania się ze swojego marazmu.
Będąc częścią
większej całości, jaką jest ludzkość, powinniśmy zwracać
baczną uwagę na naszych współbraci, czy któryś z nich nie
potrzebuje naszej pomocy. Nie musimy dużo robić. Zazwyczaj
wystarczy tylko nasze zainteresowanie, wysłuchanie jego wynurzeń i
dodanie mu otuchy. Z naszej strony niewiele to znaczy, ale dla
przybitego człowieka to ogromna pomoc. Za pomocą kilku słów,
kilku zdań możemy mieć tak wielki wpływ na życie drugiego
człowieka. Pewnie dlatego w Piśmie Świętym odnajdujemy
przestrogę: „Kto może pomóc, a nie pomaga, grzeszy”. Weźmy
sobie to do serca i poprzez swoje słowa i czyny stawajmy się
częścią lepszego życia innych ludzi. Niewiele nas to przecież
kosztuje. Obdarowujmy siebie nawzajem miłym, życzliwym słowem.
Przy spotkaniu kogoś, życzmy mu miłego dnia. To tak niewiele, a
ile pozytywnej energii wlewa w serce drugiego człowieka.
Będąc samemu w
trudnych chwilach, ciężko nam zastosować się do powyższych rad.
Nawet gdybyśmy zdobyli się na to, efekty tego przesłania będą
małe, gdyż nasze słowa przesiąknięte będą negatywnym
odcieniem. Nie będzie w nich mocy. Życząc komuś miłego dnia, moc
będą miały tylko słowa wypowiadane przez ludzi, którzy cali
goreją ogniem miłości i radości. Już po nich samych widać, jak
wielka jest to moc. Mocą tą dzielą się więc z innymi. W
sytuacji, kiedy ugrzęźliśmy w bagnie swojego życia, tej mocy mieć
nie będziemy. W oczach rozmówcy będziemy nieautentyczni,
nieprzekonujący. Spróbujmy więc sami poszukać kogoś, kto mógłby
nas wesprzeć dobrym słowem, kto poświęciłby nam trochę swojego
czasu i uwagi, komu moglibyśmy się zwierzyć lub wyżalić. To
naprawdę pomaga.
Nie każda osoba jednak
nadaje się do tego. Niektórzy ludzie są zbyt nieczuli, zbyt
pochłonięci sobą, by udzielić odpowiedniego wsparcia drugiemu
człowiekowi. Czasami wręcz nie wiedzą jak się zachować. Nie
robią wtedy nic lub – jeśli robią – robią to niezgrabnie i
grubiańsko. Zamiast pomocy, otrzymujemy od nich tylko pogłębienie
się swojej samotności i cierpienia. Niektórym trudno okazać
czułość, zainteresowanie, wsparcie, bo nie mają punktu
odniesienia. Nie znajdują go w sobie ani w swoich doświadczeniach
życiowych. Nie wiedzą więc, czego taki człowiek tak naprawdę
potrzebuje. Brakuje im empatii.
Szukając dla siebie
odpowiedniego człowieka, któremu moglibyśmy się wyżalić bez
obawy o wyśmianie i brak zrozumienia, starajmy się wybierać osoby
spokojne, zrównoważone, ciepłe, miłe i życzliwe innym. Wśród
takich ludzi bowiem najszybciej znajdziemy to, czego potrzebujemy.
Możemy też wysyłać w ich stronę krótkie komunikaty słowne o
tym, że coś nas trapi. Jeżeli zainteresują się i zaoferują
swoją pomoc, skorzystajmy z niej. Nie bójmy się okazać emocje, a
nawet płacz. Im więcej podczas takiego spotkania wyzwoli się z nas
emocji, tym lepiej. Nie bójmy się też tego, że osoba ta zacznie
rozpowiadać innym o naszej słabości lub naszych problemach. To w
końcu ludzka cecha, że w obliczu nieszczęścia szuka ona pomocy
drugiego człowieka. To tylko współczesny, zdziczały świat
promuje człowieka jako bez emocjonalną, nieczułą maszynę, dla
której liczy się tylko swoje dobro. Nie dajcie się w to wciągnąć.
To jest niewłaściwa droga.
Jeżeli nie uda się
znaleźć nikogo, kto by umiał nam pomóc, wesprzeć nas,
skorzystajmy z wizyty u psychologa. Możemy udać się do ośrodka
zdrowia lub do psychologa, prowadzącego praktykę prywatną
(niestety płatną i to dosyć sporo). Nie bójmy się tej otoczki,
jaka wytworzyła się wokół lekarzy psychiatrów i psychologów, że
kto korzysta z ich pomocy, to znaczy, że jest wariat, psychicznie
chory. To jest właśnie jeden z elementów tej naszej współczesnej
zdziczałości, o której przed chwilą mówiliśmy. Jak każdy
lekarz-specjalista służą oni pomocą w zakresie odpowiadającym
swojej specjalizacji, a psychika jest przecież takim samym elementem
organizmu, jak płuca czy serce. W odróżnieniu jednak od nich
psychika jest bardzo delikatną strukturą, którą bardzo łatwo
zaburzyć, zwłaszcza w tak niesprzyjających warunkach, jakie daje
współczesny świat. Widząc, że sami nie dajemy sobie rady ze
swoim życiem, nie bójmy się skorzystać z pomocy specjalisty. Nie
musimy koniecznie zażywać jakichś tabletek, zwłaszcza
psychotropowych, często wystarczy wizyta u psychologa, który
odpowiednio nami pokieruje lub tylko wysłucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz