piątek, 18 grudnia 2015

Staropolskie opowieści


opowieści


* * *
     Opowieść o Dysławie i Stosławie, Polakach, którzy, będąc w zakonie Krzyżaków, przy nawracaniu pogan pruskich, pochwyceni przez tychże, ponieśli śmierć męczeńską. Legenda opowiada, że gdy jednego z nich zamordowano i w ogień wrzucono, ciało jego, przemieniwszy się w postać dziwnie pięknej dziewicy, na oczach morderców wzbiło się z płomieni ku niebu, drugiego zaś, gdy go wcisnąwszy w drzewo rozszczepione, żywcem palono, przez ptaka niewidzianej piękności tamże zostało uniesione.


* * *

     Pewien szlachcic zagrodowy na Mazowszu miał taką złośliwą żonę, że był istnym męczennikiem i życie zbrzydło mu na świecie. Razu zaś jednego szlachta z owej wioski złowiła w jamę wilka, który im od lat kilku ciężkie wyrządzał szkody. Zebrani tedy nad wilczym dołem a zemstą powodowani, radzili, jaką śmiercią ukarać mieli biedne wilczysko. Wtem ozwie się ów szlachcic nieszczęśliwy: „Na co go zabijać? ożenić go, ożenić!”.


* * *

     Pewne towarzystwo młodych ludzi zarozumiałych, ale nie bardzo mądrych, skracało sobie czas zapytywaniem się przechodzących wieśniaków, których odpowiedzi najdziwaczniej przekręcali i z nich się wyśmiewali. Jeden z młodzików, najwięcej ze swej uczoności i dowcipu się chełpiący, zapytał przechodzącego wieśniaka:
     — Przyjacielu, dlaczego ta Boża Męka (figura) tam stoi nad drogą?
     — Bo się tam kiedyś cud stał i na pamiątkę tego wystawiono figurę, przedstawiająca Matkę Najświętszą!
     — Ależ przyjacielu, co się tu właściwie stało?
     Wieśniak poznawszy z miny, że ów uczony głuptas chce z niego żartować, odpowiedział:
     — Na tym miejscu kiedyś głupi i ograniczony człowiek rozum swój odzyskał, a był on prawie tak głupim, jak wy mój panie; pomódlcie się gorąco, a może i wam Matka Najświętsza rozum przywróci.
     Zawstydzony młodzieniec dalszych pytań już nie stawiał.


* * *

     Przechodzeń (do znajomego kupca, latającego w śniegu przed składem tam i z powrotem): Ależ panie! Cóż się to Panu stało?
     Kupiec: E, nic to... Robię tylko ślady stóp w kierunku mego interesu, aby na wielu odbiorców wyglądało.


* * *

     — Panie adwokacie! czy posiadacz psa jest obowiązany zapłacić szkodę, którą jego pies komu zrobi? — Jest obowiązany. — Toż proszę Wielmożnego Pana adwokata o 1 markę za kiełbaskę, którą mi wczoraj pies Wielmożnego Pana porwał z jatki. — Dobrze, tę markę dostanie Pan, ale za udzielenie rady w tej sprawie, czyli za konsultację mnie się należy 2 marki; więc proszę mi jeszcze 1 markę dopłacić.


* * *

     Gospodyni pewnego proboszcza podczas upałów letnich chowała śmietanę w zakrystii dla chłodu. Dziad kościelny widząc to, codziennie śmietany upił trochę, a potem pomazawszy nią usta figurze jednego świętego w kościele, opowiadał wszystkim, że ów święty zjada śmietanę.


* * *

      Pewien Włoch wędrując przez Mazowsze, pytał raz człowieka spotkanego w polu o drogę do miasta. Mazur pokazał mu drogę i jako uczciwy człowiek, jeszcze go przeprowadził, by się wędrownik nie zbłąkał. Gdy tak szli razem, Mazur zobaczył w bróździe mysz polną i jako szkodliwe zwierzę, zadeptał, mówiąc: „A jesce piscys!”. Włoch ów, który po polsku nie umiał ani słówka, usłyszawszy wyraz „piscys”, który po łacinie oznacza rybę, gdy powrócił do swego kraju, rozpowiadał, iż w Polsce ryby chowają się w polu, a chłopi łapią je tam nogami, co sam na własne oczy widział.


* * *

     Gdy raz pewien pan ożenił się, a młoda żona zaczęła bardzo grymasić, tak, że jej niczym nie można było dogodzić, pan przywołał kilka dziewek, kazał im panią spowinąć w prześcieradła, niby małe dziecię, włożyć w kołyskę i kołysać. Gniewała się pani i płakała, ale nic nie pomogło, bo mówił pan, że widać dzieckiem nie była dokołysana i dlatego tak grymasi, więc ją teraz dokołysać potrzeba. Jakoż sposób ten pomógł skutecznie na fochy i pani wyleczyła się na zawsze, a była z niej potem rządna gospodyni, przykładna żona, i dobra matka.


* * *

     Pan jeden był bardzo zły na poddane swoje, tak, że żadnego nie było, który by Boga nie prosił, żeby co narychlej zdechł, oprócz jednej baby, która zań zawsze Pana Boga prosiła. Ten tyran dowiedział się tego, posłał po onę babę, pytając, skąd by jej to przyszło zań się Panu Bogu modlić, ponieważ wszyscy śmierci mu życzą. Rzecze baba: „Panuchniczku, już ja to czwartego pana pamiętam: pierwszy był zły, i prosili Pana Boga, aby zdechł, i tak się stało. Nastał po tym drugi, gorszy i za tego Boga prosili, aby zdechł. Po tym nastał trzeci jeszcze nazbyt gorszy i zań Pana Boga prosili, aby zdechł, abo go zabito, i tak się stało. Ty po tych trzech wstąpiłeś na państwo, daleko jeszcze gorszy niźli tamci trzej byli. A też ja Pana Boga proszę za cię”. Onego tyrana, co bojaźń ukrócić nie mogła, baba jedna pohamowała, że tak zły nie był.


* * *

     Sołtys w jednej wsi będąc na śmiertelnej pościeli, prosił żony swej, aby zaraz po jego śmierci sprzedała wołu z obory, a te pieniądze wszystkie, które za wołu weźmie, aby w imię Boże za duszę jego rozdała. Z wielkim płaczem obiecała to mężowi. Gdy umarł, zaraz nie mieszkając [= bez zwłoki], pochowawszy go, pojechała do miasta, wołu onego sprzedawać, wzięła też i kota z domu, aby sprzedała na swą potrzebę. Będzie na rynku, przyjdzie rzeźnik, pyta: „drogi to wół?”. Odpowie sołtysowa, iż za grosz. Patrzy rzeźnik na nie, rzecze jej: „Sprzedajesz czy żartujesz miła dobra żono, powiedz oto za co dasz?”. Ona mu odpowie: „Miły dobry panie, zaprawdę tego wołu daję za grosz, ale tym sposobem, mam też kota przedajnego, a jednego przez drugiego nie sprzedam, chceszli tego woła kupić zarazże też kup i kota”.
     Dziwno rzeźnikowi, pyta „za co by był i kot?”. Niewiasta powie, że kota nie może dać taniej jedno za cztery złote, a wołu przy nim za grosz. Dziwuje się rzeźnik, że jeszcze jako żyw na takim targu nie bywał, a widząc, że on wół lepiej stał niźli za cztery złote, rzecze jej: „Niewiasto, bierz pieniądze” odliczy, naprzód pieniądze za kota, cztery złote, a po tym za wołu grosz. Pani sołtysowa schowała pieniądze za kota cztery złote; z onym groszem co wzięła za wołu, poszła do kościoła, w imię Boże rozdała za duszę męża swego, jako rozkazanie miała na testamencie, wszystko dać w imię Boże, coby wzięła za wolu.

* * *

     Pan Podstoli, który się po polsku nosił, kupił bardzo pięknej materyi i chciał mieć z niej żupan. Kazał przywołać krawca, lecz ten obejrzawszy materyę powiedział, że nie wystarczy i poszedł. Kazał przywołać drugiego, ten wziął, zrobił i odniósł. Po niejakim czasie wyszedłszy na przechadzkę pan Podstoli, spotyka krawca z córeczką ubraną w sukienkę z tegoż samego materiału co i jego żupan. Zdziwiony zapyta się, jakim sposobem to się stać mogło, że tamten krawiec oświadczył, iż nie wystarczy, a Waćpan nie tylko mnie, ale i swoją córkę ustroił? „Bo on ma większa córkę niż ja — rzekł krawiec — i dlatego powiedział, że mu nie wystarczy”.


* * *

     Pewien młodzieniec mieszkał w hotelu, a bywając zarazem w restauracyi, swojemi figlami i żartami przyciągał wiele gości, którzy właścicielowi zakładu dawali sporo korzyści. Po pewnym czasie młodzieniec chce wyjechać i wskutek tego gospodarz zakładu przedstawia rachunek, dodając: — Ażebyś pan wiedział, jak mu wdzięczny jestem, to wykreślam połowę rachunku.
     Młodzieniec zaś na to: — Ażebyś pan wiedział, że nie pozostaję w tyle, wykreślam drugą połowę rachunku.
     Gospodarz roześmiał się i odszedł zadowolony.


Wykręcił się sianem

     Mało znane, a bardzo trafne to przysłowie miało następujący początek.
     Sławny dowcipniś i dworzanin nazwiskiem Smolik, o którym krąży wiele dykteryjek, zaproszony został od znajomych kolegów do piwnicy na wino. W rzeczywistości zaś chciano tylko postawić łapkę na niego, aby razem wypić beczkę wina, a następnie się oddalić, zostawiając samego Smolika, by wszystko musiał zapłacić. Lecz Smolik nie fryc, zwąchał pismo nosem! Wybrał się jednak ochotnie z nimi.
     Wchodzą.
     W piwnicy zasianej dobrze sianem, stała już przygotowana porządna baryła z węgrzynem. Pokładli się więc jeden koło drugiego na sianie, otaczając baryłę i pili bez przerwy dzień cały. Smolik dowcipkuje i dokazuje, aż w końcu chce zrobić zakład, że wykręci sznur z siana i wszystkich wyciągnie nim z piwnicy. Zagrzane już na dobre głowy wierzyć temu nie chcą i chętnie robią zakład.
     Zaczyna więc Smolik skręcać siano na powróz, kręci i kręci, oddalając się od nich i od czasu do czasu wołając:
     — Trzymajcie mocno, trzymajcie!
     I tak kręcąc i kręcąc, wychodzi z piwnicy. Tam chłopcu oddaje koniec i każe kiedy niekiedy poszarpnąć, a sam w nogi mój drogi!
     Pozostali w piwnicy czekają i czekają, skoro pierwszy przyjdzie do wyciągnięcia; lecz kiedy wołanie Smolika ustało, zniecierpliwieni czekaniem powychodzili, a widząc przed sobą chłopca, zmiarkowali, że Smolik ich w pole wyprowadził i odpłacił dobrem za nadobne.
     To zdarzenie rozeszło się lotem błyskawicy pomiędzy ludźmi i dało początek przysłowiu:
     — Wykręcił się sianem!
     To znaczy, że oszukał drugich, co na niego zastawili sidła, a on zgrabnie się z nich wywinął.


< Wstecz    2/3    Dalej >





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wspomóż mnie lub zostań moim patronem już od 5 zł - sprawdź szczegóły

Moje e-booki

Kliknij w okładkę, aby przejść do strony książki

Przejdź do strony książki Przejdź do strony książki