piątek, 26 czerwca 2015

Droga do Pana Boga

 Jak zbliżyć się do Pana Boga

    Poniższy tekst jest odpowiedzią na zadane mi ostatnio pytanie natury bardziej duchowej niż religijnej.


Zadane pytanie:

     „Mówi się, że droga do Pana Boga jest bardzo trudna i wymaga wielu poświęceń. Moje pytanie brzmi: dlaczego, skoro Bóg jest miłością i kocha nas takimi, jacy jesteśmy?”.


Odpowiedź:

     Rzeczywiście, Pan Bóg jest miłością i kocha nas nade wszystko. Jesteśmy Jego usynowionymi dziećmi, których od początku stworzył na Swój obraz i podobieństwo. Pan Bóg kocha nas takimi, jacy jesteśmy, podobnie jak my kochamy swoje dzieci. Kochamy je, ale wymagamy od nich dobrego zachowania, nie pozwalamy, aby weszły nam na głowę. Za ich dobre zachowanie wynagradzamy, jesteśmy wobec nich bardziej szczodrzy, a za złe zachowanie karzemy i przestajemy być dla nich tak wyrozumiali, jak w pierwszym przypadku. Nasza miłość do nich nie zmienia się. Nadal są dla nas najważniejsi na świecie. 

    Będąc mądrzejszymi, chociażby z racji nabytego doświadczenia życiowego, musimy czasem postąpić wbrew woli dziecka, dla jego dobra. Dziecku może wydawać się, że jesteśmy źli, że nie kochamy je, ponieważ nie pozwalamy mu na wszystko, co chce, czasem karzemy, ale przecież robimy to dla jego dobra. Dostrzegamy to zło, które czyha na dziecko, chociaż ono samo je nie dostrzega. Musi nam po prostu zaufać. 

     Powyższy opis relacji rodzic-dziecko możemy teraz w całości zastosować do relacji Bóg-człowiek. Po to właśnie ustanowił dla nas prawa, jakimi mamy kierować się w życiu i po to wysłał Swego Syna, aby pokazał, jak w praktyce życie w zgodzie z Bogiem ma wyglądać. Przecież Pan Bóg nie wymaga od nas niczego innego ponad to, co robił Pan Jezus. 

    Wszystkie elementy duchowości, choćby i bardzo zaawansowane były przecież wpierw udziałem Jego. Jeżeli więc cierpimy lub jesteśmy niesłusznie oskarżeni, wiedzmy, że i Pan Jezus tego doświadczał. Robił to dla nas, dla naszego zbawienia. Teraz my mamy Go naśladować, mamy być tak doskonali, jak On. Święta Faustyna pisze na ten temat tak: „Ojciec Niebieski o tyle dusze nasze uwielbi i uzna je, o ile będzie w nas widział podobieństwo do Syna Swego”.

     To, co Bóg nazywa grzesznością, dotyczy prawie zawsze jednego tematu: zmiany swojej zwierzęcej natury (uzyskanej przez grzech pierworodny) w naturę duchową. Mamy się odnowić przed spotkaniem z Bogiem, bo w takim stanie, w jakim jesteśmy, nie jesteśmy godni przebywać w Niebie. Można to wytłumaczyć poprzez analogię: przecież my także nie dopuszczamy dziecka do posiłku prędzej, jak wpierw nie umyje rąk, kiedy wraca brudny z pola.

     Chcąc zbliżać się do Pana Boga, musimy być przede wszystkim "grzeczni", czyli żyć zgodnie z dekalogiem. Dziesięć Przykazań są podstawowym wyznacznikiem, jak mamy żyć, ale jest to dobre dla tzw. bożych owieczek. Ci, którzy chcą bardziej zbliżyć się do Pana Boga, muszą zrobić znacznie więcej. Tutaj dopiero pojawiają się schody. Nie tak trudno żyć nie kłamiąc, nie kradnąc itd. O wiele trudniej uduchowić się, walczyć ze swoją naturą, swoim "ja". Jeżeli Pan Jezus mówi, iż mamy zaprzeć się samego siebie, należy to rozumieć dosłownie. Nie tak łatwo jest przecież nastawić drugi policzek lub kochać swoich krzywdzicieli, a to musimy zrobić, chcąc uzyskać bliskość z Bogiem.

     Na samym początku naszej drogi do Boga zadanie jest dosyć łatwe, ponieważ w tym okresie oczyszczamy się z łatwych do usunięcia elementów takich, jak kłamstwo, zazdrość itd. Są to elementy niezbyt mocno osadzone w naszym "ja", stąd też łatwo je usunąć. Cały proces przebiega sprawnie i daje dużo satysfakcji, zwłaszcza kiedy Pan Bóg wspiera nas w tym poprzez realną pomoc.

       Kiedy dostępujemy bliskości z Bogiem, uświadamiamy sobie nagle, jak bardzo jesteśmy jeszcze "brudni", niedoskonali. Zaczynamy więc oczyszczać się z kolejnych elementów naszej natury, które wrastają w nas głębiej. Przychodzi wtedy czas na brak miłości bliźniego, brak miłości do Pana Boga, oraz walka z negatywnymi cechami jak agresja, nienawiść, pycha itd.

     Po niewielkich staraniach radzimy sobie z tym, jednak nie mamy już z tego satysfakcji. Jedynym pozytywnym uczuciem, jakie w tym okresie mamy, to uczucie bliskości z Bogiem. Im dłużej w Nim trwamy, tym bardziej jesteśmy zdruzgotani swoją ułomnością. Wiemy, że nie jesteśmy godni, że nie zasługujemy na to i że nigdy nie zdołamy się Panu Bogu wywdzięczyć. To posuwa nas do większego zaangażowania i jeszcze większego oczyszczania. Przychodzi więc czas na kolejne elementy naszej natury oraz na zaliczenie pierwszych egzaminów z duchowości. Pan Bóg, poprzez różne niekorzystne dla nas zdarzenia, pokazuje nam, nad czym musimy jeszcze popracować. Jest to swoistego rodzaju egzamin z wiary. Prawdziwa wiara łączy się z uczynkami, jak mówi św. Jakub, czy św. Paweł. Cóż nam po miłości do Pana Boga, skoro w kryzysowej sytuacji nie zachowujemy się tak, jak oczekuje tego od nas Bóg. 
 
     Po zaliczeniu egzaminów pojawiają się pierwsze duchowe słodkości, którymi nas Pan Bóg obdarza. Jak łatwo się domyślić, one jeszcze bardziej zapalają człowieka do uświęcenia swojego życia. Niestety, wszystko, co było łatwe do zrobienia, zostało już zrobione. Dopiero teraz zaczyna się prawdziwa walka ze sobą, ze swoimi słabościami, niedoskonałościami i małą wiarą. Na tym etapie człowiek oddaje się już pod kierownictwo Boga i tutaj też pojawiają się problemy z ufnością. Do tej pory nauczyliśmy się żyć pod kloszem Boga, nienękani przez nikogo. Kiedy pojawiają się próby i egzaminy, czasami można się wystraszyć lub zwątpić. Pan Bóg oczekuje od nas bezwarunkowej ufności. Cóż warta jest miłość bez ufności... Warto się nad tym zastanowić. Polskiej mistyczce, Zofii Nosko, Pan Bóg mówi tak: „Choćby się cały świat wokół ciebie walił, nie przestawaj mi ufać”. 
 
     Im bardziej będziemy postępować w drodze do Pana Boga, zbliżać się do Niego, tym większe będziemy otrzymywać od Niego łaski i słodkości duchowe, ale paradoksalnie, tym bardziej też będziemy zdruzgotani swoją „niewypłacalnością”, o czym przekonamy się w zaliczanych próbach nie raz. Próby te będą coraz poważniejsze i cięższe, włącznie z praktycznym „nastawieniem drugiego policzka”, czy znoszeniem prześladowań. Większość ludzi do tego etapu nie dochodzi, jest zbyt trudny. Nie każdy chce zamienić całe swoje życie na Pana Boga. Ci, których Pan Bóg pociągnie ku sobie, mają łatwiej, ponieważ razem ze wzrostem trudności, wzrasta także pomoc Pana Boga, ale i wtedy, słaba ludzka natura, nie raz, nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom. To tylko pogłębia niezadowolenie z siebie, ale jednocześnie rzuca nas w ramiona Miłosierdzia Bożego. Nie mogąc wypłacić się Bogu, oddajemy Mu jedyną rzecz, jaką realnie mamy, czyli naszą uwagę i miłość. O to też Panu Bogu chodzi, aby człowiek poznał całą swoją nędzę i Jego miłość, że pomimo tego, przyjmuje nas do siebie i obdarza miłością.

     Do tej pory omawialiśmy podstawowy i średnio zaawansowany poziom bliskości z Bogiem, który jest w zasięgu ręki każdego z nas, przy odrobinie dobrej woli. W bardziej zaawansowanych poziomach te trudności są jeszcze większe, dlatego też niewielu decyduje się na nie. Nie będę w związku z tym opisywał specyfiki tych stanów, aby nie zniechęcić, pragnących zbliżać się do Pana Boga.

     Dochodzenie do bliskości z Bogiem jest w późniejszym czasie trudnym zadaniem, lecz do tego czasu Pan Bóg obsypuje nas tyloma łaskami i słodkościami, że człowiek ani myśli wycofywać się. Z wielką ochotą wyzbywa się ze wszystkiego, co nie jest Bogiem, bo i też nic na Ziemi nie jest w stanie dorównać temu uczuciu bliskości z Nim. Stąd też to coraz większe zaangażowanie człowieka w doskonalenie się i uświęcenie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wspomóż mnie lub zostań moim patronem już od 5 zł - sprawdź szczegóły

Moje e-booki

Kliknij w okładkę, aby przejść do strony książki

Przejdź do strony książki Przejdź do strony książki