Historia jako
przedmiot szkolny nie cieszy się zbytnią popularnością wśród
uczniów, a i pośród dorosłych osób niewielu jest takich, co to
interesują się historią, choćby własnego kraju. Niechęć ta
głównie wynika z doświadczeń szkolnych: daty, nazwiska,
wydarzenia... Co w tym może być ciekawego? Zredukowana w ten sposób
historia nikogo nie może zaciekawić.
Jan
III Sobieski
|
Listy Jana III Sobieskiego
W obecnym
cyklu kilku artykułów poświęconych naszemu wielkiemu wodzowi i
królowi Janowi III Sobieskiemu proponujemy historię od zupełnie
innej strony niż tej, z którą stykamy się w szkole. Nie będzie
tu suchych faktów, a daty czy nazwiska – jeżeli będą się
pojawiać – będą tylko tłem historycznej opowieści. Kto tę
opowieść będzie wiódł? Ano, sam Jan Sobieski... Dzięki
zachowanym jego listom do żony, słynnej Marysieńki, wkroczymy
bezpośrednio w ówczesny świat, w sprawy i problemy tamtych czasów,
ale także lepiej poznamy samego autora. O tym wszystkim w szkole
nigdy się nie dowiemy.
Gorąco
zachęcamy do lektury poszczególnych artykułów i przestrzegamy
jednocześnie, aby nie zrażać się takim niepopularnym tematem jak
historia czy opowieść o królu, który żył 400 lat temu. Warto
zapoznać się z ich treścią, aby przekonać się, że historia
może być ciekawa, a nawet fascynująca. Przekonamy się także o
tym, że natura ludzka, w tym Polaka, przez te 400 lat nic się nie
zmieniła, także, jeśli chodzi o sejm i klasę rządzącą.
Wszelkie nasze wady narodowe były obecne i w tamtych czasach, i
Sobieskiemu rzucano kłody pod nogi, a nawet szkalowano, choć dla
kraju zrobił więcej, niż w tej chwili cała nasza klasa polityczna
razem wzięta.
Z uwagi na
ogrom ciekawego materiału i wielowątkowość listów do Marysieńki,
niniejszy cykl podzieliliśmy na kilka tematycznych części, aby
lepiej ukazać prawdę tamtych czasów.
Cykl
poświęcony Janowi III Sobieskiemu rozpoczynamy od tematu
najbardziej obecnego w świadomości społecznej, czyli od
bezgranicznej miłości wielkiego króla do swojej żony, Marysieńki.
Nie będzie chyba przesadą, jeśli powiemy, że po prostu stracił
dla niej głowę. To zestawienie wielkiego woda i wojownika z do
reszty zakochanym mężczyzną jest bardzo ciekawe i niezwykłe. W
artykule pt. „Listy do Marysieńki – miłość wojownika”
poznamy uczuciowy świat naszego króla.
Marysieńka
|
Listy do Marysieńki
W drugiej
części cyklu pt. „Listy do Marysieńki, czyli nie wszystko złoto, co się świeci” przekonamy się, że pomimo
bezgranicznej miłości Sobieskiego do żony, jego małżeństwo nie
było najszczęśliwsze, żeby tylko wspomnieć o tym, że cztery dni
po ślubie został przez króla wysłany na wojnę, na której z
większymi lub mniejszymi przerwami przebywał wiele długich lat.
Znamienne są
także skargi podnoszone w listach, w których Sobieski wyrzuca
żonie, że w listach wyznaje mu miłość, a gdy się w końcu uda
im spotkać, to nagle jej miłość znika, robi się chora i cudownie
ozdrawia dopiero po jego wyjeździe, a w nocy śpiąc z nim,
przystawia sobie krzesła do łóżka, aby jak najdalej odsunąć się
od niego. To zestawienie wielkiej miłości z pierwszego artykułu z
brutalną rzeczywistością tego artykułu zasmuci nas, że w życiu
nie ma nic pewnego, a miłość nie musi być gwarantem szczęścia.
Poświęcenie dla Polski
Trzecia część
tego cyklu pt. „Jan III Sobieski, czyli poświęcenie dla Polski” jest chyba najciekawszą z uwagi na gorzką prawdę,
jaka z niej wynika, że natura Polaka przez te 400 lat nic się nie
zmieniła. Nikt chyba dzisiaj nie wątpi, że ten król był wielkim
wodzem i wojownikiem, a nawet w jego czasach szanowano go za to,
nawet za granicą, ale nie przeszkodziło to niektórym naszym
znakomitym rodakom oczerniać go, szkodzić i rzucać mu kłody pod
nogi. Czytając jego relacje o tym, zaraz nasuwają się nam obrazy z
naszych czasów, kiedy jedna połowa Polaków chce coś dobrego
zrobić dla kraju, a druga połowa przeszkadza im w tym.
Do najbardziej
wstrząsającego obrazu z tamtego czasu zaliczyć możemy sytuację,
kiedy Polska spodziewała się najazdu tureckiego. Sobieski był już
wtedy hetmanem dowodzącym armią z rozkazu króla. Pisze on jednak,
wymieniając nazwiska dowódców lub osoby piastujące stanowiska,
że: ten zabrał ode mnie 5.000 żołnierzy, ten 3.000, tamten 1.000
(itd.), tak że zostało mi wszystkiego 8.000 wojska. A naprzeciwko
mnie zbliża się armia turecka złożona ze 100.000 żołnierzy.
Ktoś powie: szaleni, to pewna śmierć...
Warto także
zwrócić szczególną uwagę na fakt, że chociaż wojsko, którym
dowodził Sobieski (jeszcze jako hetman i marszałek) było
państwowe, czyli powinno być finansowane przez ówczesnego króla,
jednak z braku pieniędzy (?) w skarbcu, to Sobieski opłacał
żołnierzy z własnych pieniędzy, co rusz sprzedając którąś ze
swoich majętności, prawie całkowicie ogołacając się przez to z
majątku. Król tylko obiecywał, że odda, ale nie oddawał...
Odsiecz wiedeńska
Czwarta
część naszego cyklu poświęconego Janowi III Sobieskiemu pt.
„Odsiecz wiedeńska oczami Sobieskiego”
przedstawia bezpośrednią relację naszego króla, jak było
naprawdę pod Wiedniem w najdrobniejszych szczegółach: co widział,
co przeżył i co się działo w danym czasie. Takiej wiedzy na
lekcjach historii, nawet tych rozszerzonych nie znajdziemy.
W relacjach tych odnajdziemy wiele niezwykłych szczegółów jak
np. dziwne znaki, które towarzyszyły jego armii, np. potężna
wichura, gdy zbliżali się pod Wiedeń, tak mocna, że ledwo można
było utrzymać się na koniu, zesłana podobno przez tureckiego
wezyra, który był wielkim czarownikiem.
Wielkie zwycięstwo i chwała, jaką zdobyło nasze wojsko, a także
bogactwa i przepych napotkany w porzuconych obozach tureckich
kontrastuje z twardą wojenną rzeczywistością, w której żołnierze
umierali z chorób, a konie padały z braku paszy, bo wszędzie trawa
była spalona lub stratowana przez uciekające wojska tureckie.
Ostatnia,
piąta część cyklu pt. „Odsiecz wiedeńska – brutalna prawda”
znowu będzie dodaniem łyżki dziegciu do beczki miodu. Zdawałoby
się, że po tak wielkim i niekwestionowanym zwycięstwie polskiego
oręża i uchronieniu Europy od zalewu Islamu, przyjdzie się tylko
cieszyć, ale jak czytamy w relacjach Sobieskiego, wcale tak różowo
nie było.
Pierwsze, na co zwrócimy uwagę to, że nie tylko szybko o Polakach
zapomniano, decydując o dalszych losach wojny ponad naszymi głowami,
ale także nieskorość do dalszej walki. Kiedy Sobieski rzucił się
w pościg za uciekającą armią turecką, oswobadzając przy okazji
Węgry spod ponad stuletniej okupacji tureckiej, sprzymierzone wojska
koalicji nieśpiesznie podążały za nami z kilkudniowym
opóźnieniem, pozostawiając całą czarną robotę do wykonania
nam.
Przejmujące są także relacje Sobieskiego, że w austriackich
miastach nie tylko okradano lub zaczepiano naszych żołnierzy (także
dworzan Sobieskiego idących za nim), ale nawet nie pozwalano grzebać
zmarłych żołnierzy na miejskich cmentarzach, wskazując jakieś
pogańskie miejsca pochówku lub pod przysłowiowym płotem. Nie
sposób było zostawić chorych ani nawet znaleźć miejsce na
nocleg, nawet dla samego Sobieskiego – tak wielki był opór
tamtejszych władz wobec Polaków.
Zakończenie
Gorąco zachęcamy do przeczytania wszystkich artykułów tego
cyklu, bo z taką historią nie często można się spotkać. Nie są
to żadne opracowania czy analizy historyczne, ale jest to oddanie
głosu naocznemu świadkowi, komuś, kto opisując swoje czasy i
doświadczenia, sam stał się jedną z kart historii i to kartą
wielką i chwalebną na przekór siłom, które chciały umniejszyć
jego znaczenie, a nawet mu zaszkodzić...
Ciekawe artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz